W moim rodzinnym domu nie bardzo byłoby miejsce, zresztą narzeczony mówił, że musi pomagać rodzicom w codziennych obowiązkach, więc to ja przeprowadziłam się na wieś. I…czuję się tutaj bardzo dziwnie.
Nie chodzi już o to, że sama mam sporo rzeczy do zrobienia, bo akurat pracy się nie boję. Mieszkamy na wsi oddalonej od większego miasta o prawie 30 kilometrów. Tutaj jest tylko jeden sklep spożywczy, urząd pocztowy i kwiaciarnia.
Wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą. Tak naprawdę wystarczy, że po jednej stronie wsi ktoś kichnie, a już na drugiej mówią mu „na zdrowie”. Latem jest przynajmniej ładnie, można spacerować po okolicy, ale zimą czuję się po prostu odcięta od świata. Rodzice narzeczonego pokochali mnie jak własne dziecko, bardzo dobrze mnie traktują, na narzeczonym też bardzo mi zależy.
Zastanawiam się tylko, jak teraz będzie wyglądało moje życie. Czy już na zawsze będę musiała oglądać ciągle te same twarze sąsiadów, a wyjazd do kina w mieście będzie problemem? Rozmawiałam o tym z narzeczonym, powiedział mi, że niedługo rodzice zapisują cały majątek na niego, więc nie ma mowy, żebyśmy przeprowadzili się do miasta. Zresztą trzeba przyznać, że tutaj jest duży dom, ogród i gospodarstwo, z materialnego punktu widzenia naprawdę niczego nam nie brakuje.
Myślicie, że jakoś dam radę przyzwyczaić się do tego życia na wsi i będzie ono naprawdę dawało mi szczęście i spełnienie?