Jedna z wiedeńskich plaż niespodziewanie trafia na pierwsze strony gazet. W wodzie znaleziony zostaje bowiem swobodnie pływający fragment ludzkiej skóry, którego rychła analiza staje się priorytetem dla miejscowej policji. Zespół Maxa Haasa szuka powiązań z głośną sprawą kuśnierza znad Wisły, lubującego się w ludzkiej skórze mordercy, który nigdy nie został złapany. Chociaż szanse na powrót brutalnego sprawcy są nikłe, śledczy nie odrzucają żadnej teorii. Działania kolegów po fachu wspiera polski konsultant, Henryk Mach, który bezszelestnie wchodzi w rolę prawdziwego kompendium wiedzy i to nie tylko z zakresu policyjnych dochodzeń, ale też z szeroko pojętej historii sztuki. Trudne śledztwo nabiera dodatkowego rozmachu, gdy na skrzynkę byłej żony Maxa przychodzi nietypowy mail. Już cytat z poezji Baudelaire'a szokuje, ale załącznik przedstawiający fragment ludzkiego ciała zdaje się jawną przestrogą dla znanej historyk sztuki. Kobieta na co dzień wykłada studentom wiedzę o dziełach kontrowersyjnych artystów, ale jednocześnie angażuje się w pisanie bloga, który niemal doszczętnie poświęca okrucieństwu w sztuce. Dlaczego to właśnie Paulina Weber została wybrana na adresata wiadomości? Jaki jest cel brutalnych działań nadawcy?
Zapowiedź apetycznej uczty kryminalnej pojawia się już w prologu i przez krótki czas utrzymuje czytelnika w stanie ekscytacji nad obiecującym wejściem w fabułę. W fabularnym garnku znajduje się tu bowiem nieokiełznany morderca, którego z góry można posądzić o umiejętnie rozdawanie kart, ale też mocno zgłębiona historia sztuki, która na każdym etapie trąca szeroko rozumianą kontrowersją. Tak pomysłowy splot idealnie łączy się z lekkim językiem, co wyrabia w odbiorcy chęć zaangażowania myśli w wiedeńskie śledztwo. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Iga Horn stylowo prowadzi akcję, bezwiednie sygnalizując artystyczny wkład do kryminalnej zagadki, ale z łatwością można zauważyć, że szeroko pojęte okrucieństwo w sztuce regularnie przejmuje władzę nad właściwą ścieżką fabuły. Zauroczony ciekawostkami czytelnik mimowolnie przyjmuje zatem rolę estety, który z niekłamaną przyjemnością słucha wykładów Pauliny Weber, próbując chłonąć piękno najbardziej skandalicznych dzieł, ale płynący nieubłaganie czas nakazuje mu ocknąć się z tej tajemniczej i mocno artystycznej aury, aby wreszcie zdać sobie sprawę, że to, co powinno stanowić meritum tej powieści, już dawno zostało zepchnięte na dalszy plan.
Kryminalny poczęstunek niewątpliwie zaczyna się smaczną przystawką, zawiera też wybrakowane składniki głównego dania, ale jedynie podsuwa pod nos wygłodniałego czytelnika aromat prawdziwego dochodzenia. Niektóre fragmenty aż proszą się o detaliczny opis, czego dobrym przykładem okazuje się cały proces śledczy, bazujący w znacznej mierze na szczęśliwych zbiegach okoliczności i mało autentycznych domysłach. Wiedeń w tej powieści staje się miastem kilku bohaterów, którzy całkiem przypadkowo trafiają akurat na siebie, niejako pomagając intrydze utrzymać przypisany jej przez autorkę sens. Mało prawdopodobny zdaje się chociażby fakt, że po jednym spotkaniu z dilerem narkotykowym młoda bohaterka zaprasza go do domu. Nawet artyści nie są aż tak nonszalancko nastawieni do zasad bezpieczeństwa. Niemałym rozczarowaniem okazuje się także scena finałowa, której dosłownie brakuje drapieżności. Czytelnik nie ma szans poczuć tu strachu lub chociażby cienia niepewności, gdyż finał potraktowany jest dość raptownie i bez wyraźnych emocji.
Między zarzewiem prowadzonego śledztwa a fascynacją nad okrucieństwem w historii sztuki swojego miejsca szukają bohaterowie, których kreacje od początku intrygują. Na pierwszy plan wysuwa się z pewnością Paulina Weber, kobieta pełna pasji, wyjątkowo samodzielna, ale też niesłychanie ciekawska. Jej wykładów słucha się z przyjemnością, gdyż zauważalnie wykraczają poza utarte schematy. Ciekawe interakcje pojawiają się też w grupie prowadzącej śledztwo, którą autorka urozmaica o zastrzyk męskiej rywalizacji. Niezwykle przenikliwy, doświadczony i inteligentny Henryk Mach ściera swe umiejętności z przebiegłością i zauważalnym sprytem Maxa Haasa, który zwyczajnie chce przechytrzyć polskiego konsultanta. Obsadę uzupełniają też tajemnicze sylwetki studentów Pauliny, z których każda zdaje się balansować na granicy prawa. Poszczególne kreacje cechuje wystarczająca osobliwość, lecz autorka wykorzystuje jedynie namiastkę ich potencjału. Brak strachu i nadmierna odwaga Pauliny, wygórowana wiedza Henryka, a także łatwo wkupujący się w łaski studentów Max zdają się zwyczajnie wykraczać poza ramy realności.
Iga Horn wprowadza na rynek kryminał nietypowy, który zamiast pobudzać chęci rozwikłania zagadki, zachęca do delektowania się dziełami niekonwencjonalnej sztuki. Ten mocno artystyczny powiew okazuje się tłem niebagatelnym, ale jednocześnie stanowi olbrzymią pułapkę, która usidla czytelnika, nie dając mu najmniejszych szans na poczucie gatunkowej satysfakcji. Czy pozbawione kryminalnej głębi Ciało zasługuje zatem na słowa rekomendacji? Udzielam odpowiedzi pozytywnej, gdyż nie samym kryminałem człowiek żyje. Multum ciekawostek kulturalnych, ubranych w piękny stylowo i niewątpliwie delikatny język autorki, jest wartością samą w sobie i daje szansę na poznanie artystycznej niszy, w której nawet śmierć może okazać się estetyczna.