Córeczka była jak najbardziej chciana, urodziła się po trzech latach od ślubu, obydwoje przekroczyliśmy wtedy trzydziestkę. Pamiętam, że gdy byłam w ciąży, mąż traktował mnie jeszcze bardzo dobrze i układało nam się tak, jak sobie to wymarzyłam. Kiedy przywieźliśmy do domu małą Majeczkę, jakoś zaczęłam sukcesywnie tracić męża…
Wcale nie jest tak, że stałam się jakąś zaniedbaną, upierdliwą mamuśką, która skupiona jest jedynie na dziecku, a facet poszedł w odstawkę. Dbam o siebie, staram się naprawdę dbać o ten związek, jak tylko mogę, ale kiedy widzę, jak mąż patrzy na Majkę, po prostu serce mi się kraje. A jak patrzy? Ze złością, niechęcią, aż boję się powiedzieć, że nienawiścią. A to jest naprawdę kochane, cudowne dziecko, wspaniale się rozwija, pięknie śpi i je, śmiało mogę powiedzieć, że każdy marzyłby o takim bezproblemowym i uroczym, wiecznie uśmiechniętym maleństwie.
Każdy prócz mego męża. Już właściwie nie bywa w domu, całe dnie spędza w pracy, w weekendy jeździ do swoich rodziców albo na ryby z kolegami, ewentualnie godzinami siedzi przed ekranem komputera. Co się stało z moim facetem? Co mam robić? Jak ratować nasza rodzinę?