Ostatnio źle się czułam, często rano było mi niedobrze, miałam zawroty głowy, dość często chciało mi się spać. Gdy dolegliwości nie mijały, zaczęłam się poważnie niepokoić. W internecie przeczytałam, że w takiej sytuacji warto zrobić test ciążowy. Od razu po niego pobiegłam…gdy zobaczyłam dwie kreski, cały świat mi się zawalił. Zadzwoniłam do Michała, powiedziałam mu, że musimy porozmawiać. Byłam przerażona. On, kiedy się o wszystkim dowiedział, zareagował tak samo. Od razu zaczął mnie przekonywać, że nie mogę urodzić tego dziecka.
On mieszka z rodzicami w dwupokojowym mieszkaniu, moi na pewno nie pomogą. Na początku nie chciała go słucha, krzyczałam, że jest potworem, skoro każe mi zabić własne dziecko. Siedzieliśmy kilka godzin na ławce w parku. W końcu doszłam do wniosku, że on chyba ma rację. Powiedział, że zajmie się wszystkim i mam się nie martwić o sprawy finansowe, pojadę do jednego z sąsiadujących z Polską krajów i już niedługo, jak to ujął, „będzie po wszystkim”.
Jutro mamy tam pojechać, wszystko jest już załatwione, a ja…nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Wiem, że jesteśmy bardzo młodzi, chcę pójść na studia, coś w życiu osiągnąć, wyrwać się w końcu z rodzinnego domu. Ale z drugiej strony noszę pod sercem dziecko i jutro ono przestanie żyć! Nie mogę jeść ani spać, ciągle płaczę, nie wiem, co robić.
Gdybym zdecydowała się urodzić, nikt mi nie pomoże, być może trafię do domu samotnej matki, nie wiem. Ale z drugiej strony kto dał mi prawo do decydowania o tym, czy moje dziecko ma żyć czy nie? Co mam robić? Błagam, pomóżcie!