Mam w związku z tym sporo kompleksów, nigdy nie byłam w stałym związku (a mam już prawie 26 lat). Dlatego kiedy Maciek się mną zainteresował, myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi.
Bardzo miło spędzamy razem czas, wychodzimy do kina, teatru, na spacery, on przygotowuje mi wspaniałe kolacje. Widzę, że się zaangażował w tę znajomość i akceptuje mnie taką, jaką jestem, nawet z moimi kompleksami. Problem w tym, że…ja nic do niego nie czuję. To znaczy bardzo go lubię, świetnie mi się spędza z nim czas, dużo rozmawiamy.
Ale nie ma tych „motyli w brzuchu”, o których tyle się od koleżanek nasłuchałam. Ostatnio zaczęłam zastanawiać się na tym, czy dobrze robię spotykając się z nim nadal. Nie wiem, czy miłość może przyjść z czasem. Jeśli nie, to w sytuacji, gdy on się zaangażuje jeszcze bardziej – mogę go przypadkowo skrzywdzić, a tego bardzo bym nie chciała.
Z drugiej strony spędzanie znów czasu w samotności też mi się nie uśmiecha, naprawdę świetnie się Maćkiem dogadujemy. Co mam robić? Poczekać, aż miłość przyjdzie czy lepiej może nie karmić do złudzeniami i już teraz się rozstać? Co Wy byście zrobili?