Sama nie wiem, kiedy zaczęła się moje depresja, czy można jakiś dzień uznać za ten, w którym wszystko wystartowało. Wiem tylko, że stopniowo moje życie zaczęło zmieniać się w wielką czarną dziurę, z której nie ma żadnego wyjścia. Nie myślcie sobie, że spotkało mnie coś strasznego, jakieś traumatyczne wydarzenie, ciężka choroba czy wypadek. Nie. Na pierwszy rzut oka byłam całkiem zwyczajną dwudziestokilkulatką, podobno niebrzydką singielką, całkiem nieźle wykształconą i dość dobrze zarabiającą.
Stopniowo jakoś wszystko zaczęło tracić dla mnie sens. Na początku zwalałam wszystko na jesień, przecież brzydka pogoda, plucha i ciemność za oknami o szesnastej do niczego dobrego nie nastrajają. Kiedy jednak przyszła wiosna i wszystko zaczęło budzić się do życia, ja się nie obudziłam. Coraz częściej nie chodziłam do pracy, bo zwyczajnie nie miałam siły wstać z łóżka, dzwoniłam wtedy z informacją, że to jakaś grypa jelitowa. W weekendy nie wychodziłam zupełnie nigdzie, snułam się po domu w brudnej piżamie, z tłustymi włosami, gapiąc się w telewizor i nic nie rozumiejąc z oglądanych tam filmów czy programów. Moim głównym zajęciem były wtedy płacz i nicnierobienie, raz więcej było tego pierwszego, raz drugiego.
Coraz częściej myślałam o tym, żeby skończyć ze sobą, czułam, że nikomu do niczego nie jestem potrzebna. Dni mijały, a ze mną było coraz gorzej...Pewnego dnia tuż przed wyjściem z pracy zdarzyła się dość nerwowa sytuacja – projekt miał być gotowy na „już”, a ktoś zawalił. Ja byłam za to odpowiedzialna, więc usiadłam za swoim biurkiem i rozpłakałam się. Wszyscy już wyszli, a w biurze zjawiła się sprzątaczka, pani Irmina. Zobaczyła mnie w tym kiepskim stanie, zaczęła pytać, co się stało, a ja…owszem, najpierw opowiedziałam jej o sytuacji z projektem, później jednak zaczęłam mówić wszystko na temat mojego życia, że nic nie jest warte, że nie zasługuję na to, żeby tu być, że już od wielu miesięcy nic mnie nie ucieszyło. Nie wiem, ile czasu trwał mój monolog, myślę, że co najmniej godzinę. Po wszystkim pani Irmina przytuliła mnie mocno (obca kobieta, a ani przez moment ten gest nie wydawał mi się dziwny czy niedorzeczny) i powiedziała, że kiedyś miała bardzo podobny problem, ale kuracja u terapeuty przyniosła efekty i teraz chce jej się działać, być aktywną, chociaż obiektywnie rzecz biorąc jej życie do najłatwiejszych nie należy.
Z całego serca dziękuję losowi za to, że postawił na mojej drodze tę wyjątkową kobietę. Dzięki niej zaczęłam nowe, lepsze życie, którym rządzę ja, a nie depresja!