Niestety nic wtedy nie wiedziałam o zasadach zdrowego żywienia, o tym, ile młoda kobieta potrzebuje białka, ile tłuszczu, a ile węglowodanów. Na początku odstawiłam pieczywo, makarony, mięso i jeszcze kilka grup produktów. Zaczęłam też ćwiczyć – zaraz po szkole pół godziny na skakance, potem godzina biegu.
Stopniowo rezygnowałam właściwie ze wszystkiego (nie wiem, jak to się stało, że moi rodzice niczego nie zauważyli). Rano wypijałam kawę i jadłam jabłko, na obiad było chrupkie pieczywo, na kolację nic. Doszło do tego, że ważyłam 46 kilogramów i...miałam wrażenie, że nadal wyglądam okropnie. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że po cichu rozwijały się we mnie zaburzenia odżywiania.
Wszystko zmieniło się wtedy, kiedy chłopak, który już od dawna mi się podobał, zaprosił mnie na spotkanie. Oczywiście przez kilka dni poprzedzających naszą randkę ćwiczyłam jak oszalała, żeby wyglądać jeszcze szczuplej (i według mnie – bardziej atrakcyjnie). Przed seansem Karol zaproponował mi popcorn (przecież prawie wszyscy w kinie go jedzą). Na początku chciałam odmówić, przecież to mnóstwo kalorii. Ale jego uśmiech sprawił, że się zgodziłam i podczas oglądania filmu zjedliśmy na spółkę cały duży kubeł prażonej kukurydzy.
Randka była wspaniała – myślałam, że zaraz po filmie odprowadzi mnie do domu. Jednak on zapytał, czy pójdziemy może coś zjeść. Od razu pomyślałam, że najwyżej zamówię wodę i sałatkę. W restauracji zaczęliśmy rozmawiać – powiedział mi szczerze, że już od dawna mu się podobam, ale całkiem niepotrzebnie ostatnio schudłam (a ja głupia myślałam, że moje 55 kilogramów to była tragedia). Zamówiliśmy spaghetti ze sporą ilością sera – i wiecie, co! To jedzenie naprawdę mi smakowało, nie myślałam wcale o tym, że to pewnie z 500 kalorii! Na deser były czekoladowe ciasteczka i kawa.
Dziś jesteśmy już małżeństwem, mamy dwuletnią córeczkę, bardzo się kochamy. Mam wrażenie, że mój mąż uchronił mnie przed poważnymi zaburzeniami odżywiania, być może anoreksją. I bardzo mu za to dziękuję!