Znęcał się nad nami psychicznie, odkąd pamiętam. Gdy przynosiłam czwórkę do domu, kazał mi czyścić sedes własną szczoteczką, a potem umyć nią zęby. Zawsze słyszałam, że jestem głupia, gruba i beznadziejna. Jednym słowem – moje dzieciństwo to był koszmar. Mama byłą tak zastraszona, że nie potrafiła mnie przed nim obronić i w pewnym sensie ją rozumiem.
Gdy miałam trzynaście lat, ojciec zachorował ciężko, po upływie pół roku zmarł. Trochę wstydzę się o tym mówić, ale wtedy po prostu odetchnęłam. Wiedziałam, że teraz będziemy miały z mamą spokój. Poszłam na studia, skończyłam je z wyróżnieniem, pracuję w kancelarii adwokackiej, całkiem nieźle zarabiam. Jednak moje życie jest totalną klapą, jeśli chodzi o relacje damsko – męskie. Owszem, były jakieś miłostki, drobne romanse. Ja jednak zawsze czuję się gorsza, brzydka i bezużyteczna. Ciągle mam gdzieś z tyłu głowy słowa ojca – „ty spasiona świnio”, „przygłupie”, „śmierdzący leniu”. Reszta nie nadaje się do cytowania.
W kancelarii, w której pracuję, niedawno zatrudnił się pewien facet. Kilka razy rozmawialiśmy, wydaje się naprawdę człowiekiem na poziomie, bardzo kulturalnym i ciepłym. Wczoraj zapytał, czy nie wybrałabym się z nim w weekend na kolację. Zaskoczona odpowiedziałam, ze dam mu znać pod koniec tygodnia, bo nie jestem pewna, czy w weekend nie wypadnie mi wyjazd do rodziny (to oczywiście zmyśliłam na poczekaniu).
Z jednej strony bardzo chciałabym pójść z nim na tę kolację, z drugiej jednak boję się, że jak zwykle wszystko pójdzie nie tak, jak powinno, że kolejny raz będę musiała przeżyć rozczarowanie. Chyba nadal nie uporałam się jeszcze z demonami przeszłości. Co byście zrobili na moim miejscu? Pójść i przekonać się, jak będzie? Czy może odmówić?