Jem sporo i jakoś od razu po zjedzeniu czegoś mam ochotę się tego pozbyć, bo bardzo ciąży mi w brzuchu, nie wiem, jak to dokładnie nazwać.
Sam fakty wymiotowania jest dla mnie bardzo męczący, muszę ukrywać się przed domownikami, żeby przypadkiem czegoś nie usłyszeli albo nie zobaczyli. Ale muszę przyznać, że kiedy jest już „po”, czuję sporą ulgę, wiem, że pozbyłam się tego, co zjadłam.
A jem, jak mam wrażenie, z dwa czy trzy razy więcej niż powinna kobieta w moim wieku. Przykładowo na śniadanie jajecznicę z czterech jaj, bułkę i serek wiejski, na obiad koniecznie dwa dania i deser, kolacja też jest bardzo obfita (góra naleśników albo kanapek najczęściej).
Nie mam za bardzo możliwości pójścia do jakiegoś psychologa, mieszkam w bardzo malej wsi, do najbliższego dużego miasta jest stąd prawie pięćdziesiąt kilometrów. Myślicie, że dam radę jakoś sama to zwalczyć i wrócić na właściwie tory? Chciałabym nie mieć już problemów z jedzeniem, bo zaczynają mnie one poważnie niepokoić.