Chociaż zdawałam sobie w pełni sprawę z tego, że jej stan był już beznadziejny, jej odejście naprawdę bardzo się na mnie odbiło. Codziennie płaczę, bo tęsknię za nią, bywam też złośliwa i bardzo nerwowa i w pełni zdaję sobie z tego faktu sprawę.
Najgorsze w tym wszystkim chyba jest to, że mój chłopak kompletnie mnie w tym wszystkim nie wspiera. Nigdy nie stracił nikogo bliskiego i ja wiem, że on tego nie rozumie, ale naprawdę przechodzę teraz ciężki okres i chciałabym po prostu, żeby mnie przytulił, pocałował, powiedział, że wszystko będzie dobrze.
A dostaję kompletnie co innego – mówi mi, że powinnam się już uspokoić, bo histeryzuję, że mam zająć się normalnym życiem. Wczoraj usilnie namawiał mnie na seks, ale kompletnie nie miałam na to ochoty.
Dlaczego tak jest, że ludzie są tak mało empatyczni? Przecież to nie jest tak, że ja chcę płakać i się zamartwiać, ale naprawdę jest mi ciężko – zwłaszcza kiedy on najbliższej mi osoby kompletnie nie mam wsparcia, kiedy tak bardzo go potrzebuję… Przez to wszystko czuję się jeszcze gorzej i chwilami nie chce mi się żyć.