Gdy mu o tym powiedziałam, strasznie płakał, mówił, że mnie kocha, błagał, żebym raz jeszcze przemyślała swoja decyzję, ale postanowiłam być nieugięta. Od tego czasu on nie daje mi spokoju, ciągle do mnie wydzwania, pisze smsy, odzywa się do mnie na facebooku, gdy tylko widzi, że jestem aktywna.
Wszystkim naszym wspólnym znajomym opowiada, że na pewno jeszcze się zejdziemy, bo przecież jesteśmy sobie przeznaczeni – a ja zupełnie tak nie uważam. Już trzy razy miałam na wycieraczce przed drzwiami pęk czerwonych róż – wiedziałam dobrze, że to jego sprawka.
Naprawdę nic już do niego nie czuję, wolę być sama niż z kimś, kto tak naprawdę tylko ciągnął mnie w dół. Jak mu to wytłumaczyć? Nie chcę, żeby nadal żył nadzieją, bo to bez sensu… Wolałabym, żeby w tej chwili zaczął inaczej układać swoje życie.
Naprawdę życzę mu, żeby kogoś poznał za jakiś czas, żeby był szczęśliwy i spełniony. Wiem, że my jako para po prostu się nie sprawdziliśmy… Czemu on tego nie rozumie?