Dwie kreski na teście zobaczyłam po prawie czterech latach usilnych starań o dziecko. Byliśmy z mężem przeszczęśliwi. Pamiętam, że jeszcze tego samego dnia kupił mi bukiet róż i powiedział, że będę najcudowniejszą mamusią na świecie. Kupował witaminy, smakołyki, właściwie we wszystkim mnie wyręczał, po prostu nosił mnie na rękach.
Potem przyszedł dzień, kiedy mieliśmy poznać wyniki badań – po minie lekarza widziałam już, że coś jest nie tak. Zespół Downa – tylko to usłyszałam, bo potem jakbym zapadła się w jakąś czarną dziurę. Znałam kilka takich osób i wiedziałam, że nigdy nie są do końca samodzielne, że zawsze trzeba im pomagać. Ale przecież to nasze DZIECKO i razem z mężem będziemy jakoś musieli sobie z tą sytuacją poradzić. Do domu wracaliśmy w całkowitym milczeniu. Gdy tylko przekroczyliśmy jego próg, mój mąż powiedział: To teraz trzeba będzie umówić się szybko na zabieg. Na początku myślałam, że się przesłyszałam, że on chce zrobić jakieś dodatkowe badania. Nie, dokładnie o to mu chodziło, po prostu stwierdził, że pozbędziemy się tego dziecka.
Zaczęłam płakać i pytać, czemu nie ustalamy wspólnie tak ważnych dla nas kwestii (chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam w 100%, jak postąpić, ale na pewno decyzja o aborcji nie była dla mnie oczywistością). W odpowiedzi usłyszałam, że TAKIEGO dziecka on nie będzie wychowywał, co z wakacjami, naszymi wypadami na weekendy, zainteresowaniami?
Wyprowadził się jeszcze przed porodem – powiedział, że na coś takiego nie był przygotowany. Ja musiałam. Paradoksalnie im bardziej on tego dziecka nie chciał, tym bardziej ja je kochałam.
A dziś? No cóż, Staś ma 5 lat i zespół Downa, dzięki upośledzeniu w stopniu lekkim tak naprawdę dobrze sobie ze wszystkim radzi, tylko sporo wolniej od rówieśników, ale całkiem nieźle ich goni. Od dwóch lat jestem w nowym związku. Adam pokochał Stasia jak własne dziecko, zamierzamy się pobrać. Mąż po rozwodzie nie utrzymuje z nami kontaktów, swojego syna widział kilka razy w życiu i to najwyraźniej mu wystarcza.
Musicie wiedzieć, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwa!