Owszem, wiem, że gdy byliśmy razem, nikt inny nie był mi potrzebny. Prawie całkowicie zrezygnowałam z życia towarzyskiego, ze spotkań z koleżankami, nawet z wyjść na moją ukochaną siłownię. Artur był dla mnie wszystkim, to z nim chciałam spędzać każdą chwilę - spacerować, oglądać telewizję, gotować dla niego i zwyczajnie cieszyć się, że jest przy mnie.
Nagle zaczął wiecznie być zajęty, ciągle gdzieś wychodził, nie odbierał moich telefonów. Czułam, że to nie zmierza w dobrą stronę. Chociaż z drugiej strony to całkiem logiczne, mamy dopiero po dwadzieścia trzy lata i niby powinniśmy mieć czas na swoje pasje, zajęcia, zainteresowania. Jednak Artur nie wychodził na swojego ulubionego tenisa ani grać z kumplami w planszówki. Chodził DO NIEJ.
Okazało się, że od kilku miesięcy byłam regularnie zdradzana. Powiedział mi o tym osiem dni temu, w przerwie między zupą ogórkową a zrazami w sosie grzybowym, które dla niego przygotowałam. Myślałam, że to głupi żart, pomyłka, może przejęzyczenie. Do końca się łudziłam, że będziemy razem, przecież mówiliśmy sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Kilka razy (niby w żartach, ale wiem, że to było na poważnie) Artur mówił, że byłabym idealną żoną. Jej też to powtarzał, kiedy u niej bywał? Jestem załamana, tak bardzo tym wszystkim zmęczona, nie ma we mnie już żadnej radości.… Czy naprawdę wszyscy faceci są tacy sami?
zigf @ 123rf.com