Janek był moją pierwszą miłością, oświadczył mi się pół roku po pierwszej randce, po roku był ślub, potem przychodziły na świat dzieci. Żyliśmy zwyczajnie, można powiedzieć nawet, że dość skromnie, ale byliśmy szczęśliwi razem. Nigdy tak naprawdę nawet nie było między nami porządnej kłótni, co najwyżej ostrzejsze wymiany zdań. Ja po urodzeniu się dzieci zostałam w domu, by się nimi zająć (z trójką urwisów było naprawdę mnóstwo roboty), Janek pracował jako kierowca, ale na szczęście nie wyjeżdżał w dalekie trasy i codziennie wracał do domu – co bardzo mnie cieszyło, bo zawsze miałam go przy sobie.
To była środa, dzień od początku wydawał się jakiś męczący, nieprzyjemny. Dzieciaki marudziły, ja też nie miałam humoru. Tylko Janek powtarzał, że ma niewiele towaru do rozwiezienia, więc pewnie przez 17tą będzie w domu. Gdy wychodził, powiedziałam, żeby kupił jakieś cukierki dla dzieciaków po drodze.
Matej Hudovernik @ 123rf.com
Gdy o 19tej jeszcze go nie było, zaczęłam się denerwować. Dzwoniłam – nie odbierał. Pomyślałam, że widocznie dłużej rozwozi towar i nie ma czasu na pogaduszki. Około 21.00 policja stanęła w drzwiach naszego mieszkania. Wypadek, lód na drodze, wina tamtego kierowcy…dalej nic nie pamiętam, bo straciłam przytomność.
Do pogrzebu właściwie nic nie pamiętam, cały czas byłam na środkach uspokajających – inaczej nie przeżyłabym tego. Minęły trzy miesiące, a ja nadal codziennie budzę się z płaczem. Jak poradzić sobie ze smutkiem po stracie najbliższego człowieka? Co robić? Wiem, że muszę żyć dla dzieci, inaczej już by mnie tu nie było.
A na siedzeniu obok Janka leżała paczka z krówkami. Jak zawsze pamiętał…
stokkete @ 123rf.com