Gdańska ulica Polanki zdaje się przyciągać pogrążone we własnych problemach kobiety. Anna Formela szuka życiowego spokoju u boku starszego od siebie partnera, ale ten nie potrafi otrząsnąć się po śmierci dwóch poprzednich żon. Chłód bijący od mężczyzny stale męczy kobietę więc ta, nie oglądając się za siebie, wraca do Gdańska i próbuje okiełznać przyszłość, która szykuje dla niej niezbyt przychylne wiadomości. Mieszkająca po sąsiedzku Weronika zdaje się zapuszczać korzenie w bolączce wieku średniego, ale nieoczekiwanie w jej schematycznym życiu pojawia się tajemniczy kochanek. Chwilowa pikanteria pozwala kobiecie rozproszyć depresyjne myśli, ale gorzka przeszłość szybko o sobie przypomina. Dawne rany powracają i nawet bliska znajoma Magda, której los przypieczętował rolę inwalidki, zaczyna tryskać swą dwulicowością. Kobiecą załogę wzmacnia też właścicielka kamienicy przy ulicy Polanki, dziennikarka Małgorzata, której myśli wciąż krążą wobec mało fortunnego związku. Łamy tej historii wypełniają trudne losy kobiet, ale autorka angażuje do powieści także kilku mężczyzn. Ich postawa czasami śmieszy, innym razem zadziwia lub przeraża, ale jednocześnie jest motywem wielu przemyśleń. Czy bohaterowie potrafią rozwiązać supły tak srogo muskającego ich przeznaczenia?
Można odgórnie założyć, że odpowiedź na to pytanie jest oczywista, ale finał tej historii pokazuje, że podobnie jak w realnym życiu, przyszłość jest zbyt wielką niewiadomą, aby dopisywać jej przypadkowe łatki szczęścia. Poprzez liczne niedopowiedzenia Joanna Marat buduje opowieść niezwykle realną, w której stale wyczuwa się zarówno niepewność jutra, jak również niepokój bolesnej codzienności. Tu każdy chwyta ochłapy szczęścia, tak rzadkie, a jednocześnie tak potrzebne do zwykłej egzystencji. Krótkie chwile radości przeplatają się zatem z długotrwałymi okresami życiowej posuchy, do której bohaterki zdają się być przyzwyczajone. Każda z nich dusi się bowiem w stęchliźnie własnego życia, przedstawiając czytelnikowi nienaganny obraz ludzkiej porażki. Widmo utraty pracy, jawne zdrady, nieprzyjemności w rodzinie, bolesne choroby i wreszcie nieuchronna śmierć otulają swym emocjonalnym ciężarem gałęzistą fabułę, stając się jawnym znakiem współczesnych dramatów.
Chociaż podłoże powieści jest widoczną zachętą do trudnych rozważań, autorce od początku udaje się zmylić czytelnika, pozwalając mu wierzyć, że czyta swobodną i niezobowiązującą opowiastkę o ludzkich obyczajach. Joanna Marat ukrywa bowiem wielkie dramaty w wyjątkowo delikatnym stylu i sumiennie ubarwia je lekkim, fragmentarycznie nawet złośliwym, humorem. Odbiorca mimowolnie poddaje się tej subtelności, szybko drążąc tunel do nieuchronnego finału.
Falujące po stronach powieści emocje stale muskają swą obecnością, ale nie każda scena zasługuje na cechę autentyczności. Opisy miłosnych uniesień zdają się bowiem odbiegać od często nieubłaganych realiów, co niejednokrotnie zaskakuje czytelnika. Ten nie obejrzy się zatem, a już obserwuje, jak mniej lub bardziej przypadkowy amant całuje kobiece nadgarstki lub dobiera się do skąpo ubranej sąsiadki. Odbiorca jest świadomy zastosowanego sarkazmu i traktuje te sceny z przymrużeniem oka, ale zabieg ten może sprawić, że odczuwalny poziom dramatyzmu będzie nieco mniejszy. Drobną niedogodnością w lekturze może okazać się też nadmiar postaci, gdyż nietrudno pogubić się w zaproponowanym zgiełku różnorodnych charakterów. Tu jednak na ratunek przychodzi sama autorka i na końcu powieści opisuje wszystkich bohaterów, nie zapominając o ich wzajemnych zależnościach.
Madonny z ulicy Polanki to powieść niezwykle dojrzała, której lekkość okazuje się jedynie przykrywką do szerokiego opisu społecznej niedoli. Pod zauważalnie ciętym humorem autorka sprytnie ukrywa dramatyczne losy kilku kobiet, z których każda żyje w brudach własnej codzienności, nierzadko zamykając słabości w pozorach stabilnego życia. Joanna Marat potwierdza niesamowity zmysł obserwacyjny, czego dowodem jest nie tylko dobra psychologia postaci, ale też trafna analiza współczesnej rzeczywistości. Lektury tej powieści z pewnością nie będziecie żałować.