Wczoraj byłyśmy w galerii handlowej, w pewnej chwili, gdy poszłyśmy coś zjeść, Anka powiedziała, że musi mnie o coś poprosić. Nie miałam pojęcia, o co może chodzić, przyszło mi tylko do głowy, że chce pożyczyć trochę pieniędzy – a tych niestety zbyt wiele nie miałam. Szybko przedstawiła mi całą sprawę. Otóż jej mąż nie należy niestety do mężczyzn wiernych, ona wie o tym od pewnego czasu i przygotowuje się do sprawy rozwodowej.
Poprosiła mnie, żebym…go uwiodła! Może nie w dosłownym sensie, ale bym go poznała, zawróciła mu w głowie (o to podobno nietrudno) i doprowadziła do sytuacji, w której Anka dostałaby jasne dowody jego złego zachowania (na przykład nasze wspólne zdjęcie w kawiarni, pikantne smsy czy maile) . Zaproponowała mi za to pięć tysięcy. – Wiem, że takich akcji nie robi się za darmo, stać mnie, aby zapłacić.
Szczerze mówiąc te pieniądze bardzo by mi się przydały na remont kuchni, jestem singielką i generalnie mogłabym w to wejść (oczywiście bez seksu i innych tego typu rzeczy, z zatrzymaniem się na znacznie wcześniejszym etapie), ale jakoś średnio mi się ta cała spraw podoba.
Mam wrażenie, że to w jakiś sposób niemoralne, chociaż z tego, co mówiła, jej mąż zachowuje się skandalicznie i czas już na to, by dać mu nauczkę i zebrać kompromitujący go materiał do rozwodu. Nie wiem, jak postąpić…