Miałam tego pecha, że blisko mojego domu nie mieszkała żadna dziewczynka, więc byłam zdana na towarzystwo chłopca. Potem staliśmy się dorośli, wyjechaliśmy na studia, kontakt całkowicie się urwał…
Miesiąc temu musiałam pojechać do domu rodzinnego, bo rodzice obchodzili trzydziestą rocznicę ślubu. Wybieraliśmy się do jednej z lokalnych knajpek, by to uczcić. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tam Piotrka, pomyślałam, że chyba mu się nie ułożyło, skoro został w naszym rodzinnym miasteczku i jest teraz kelnerem. Ale trzeba przyznać, że prezentował się naprawdę świetnie, z chudego okularnika przeistoczył się w przystojniaka. – To jego restauracja – powiedziała mi mama. Ciekawe, czemu mnie o tym informuje z takim tajemniczym uśmieszkiem – pomyślałam.
Świętowanie udało się wyśmienicie, tuż przed wyjściem Piotrek podszedł do naszego stolika i zapytał, jak długo zostaję w rodzinnym domu. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że przez cały tydzień. Stwierdził więc, że jutro koniecznie musze do niego zajrzeć, bo kucharz będzie przygotowywał wybitne, legendarne wręcz mule.
Zgodziłam się. To był cudowny wieczór, rozmawialiśmy o wszystkim, nie tylko wspominając dawne czasy. Okazało się, że Piotrek jest sam, jakoś do tej pory nie ułożył sobie życia (zabawne, to dokładnie tak samo, jak ja). Spotykamy się coraz częściej, mam wrażenie, że to dla nas obojga bardzo ważne i poważne. Wczoraj zadzwoniłam do mamy i spytałam, czemu z takim zagadkowym uśmiechem mówiła mi o Piotrku, gdy znaleźliśmy się w jego restauracji. – Dziecko, ja już kiedy mieliście po kilka lat, wiedziałam doskonale, że kiedyś będzie moim zięciem. Hmmm….no cóż, podobno powinno się słuchać matki.