Dwa dni po otrzymaniu ode mnie tej wspaniałej wieści Marek mi się oświadczył. Uznaliśmy jednak, że ślub weźmiemy już po urodzeniu się dziecka, być może połączymy tę uroczystość z jego chrzcinami. Niestety, jest pewien problem…
Musicie wiedzieć, że pochodzę z maleńkiej miejscowości, w której, jak się wydaje, czas zatrzymał się wiele lat temu. Gdy razem z Maćkiem pojechaliśmy do jego rodziców opowiedzieć im o naszych planach i podzielić się informacją o tym, że będą dziadkami, oszaleli z radości. Uszanowali naszą decyzję o późniejszym ślubie. Wszystko było w porządku. Niestety, moi rodzice zareagowali okropnie. Powiedzieli, że trzeba szybko szykować całą uroczystość, bo przecież nie może być tak, że będę panną z dzieckiem. Próbowaliśmy im wytłumaczyć, że teraz to dość powszechna sytuacja, wiele par bierze ślub wtedy, kiedy ich potomstwo jest już na świecie. Nie chcieli jednak tego słuchać, użyli nawet słowa „bękart”, co bardzo mnie zabolało. Pokłóciliśmy się.
Razem z narzeczonym zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie wziąć może tego ślubu teraz dla świętego spokoju. Rodzice podczas studiów naprawdę bardzo mi pomagali. Postawili jednak warunek, że mogą dołożyć się do uroczystości i wspomóc nas – ale tylko wtedy, gdy weźmiemy ślub jeszcze podczas mojej ciąży. Dla nich to nie do pomyślenia, że mogłoby to się stać później. Szczerze mówiąc nie bardzo uśmiecha mi się szykowanie wszystkiego na łapu capu, cały ten pośpiech, żeby tylko wszelkie formalności dopełnione były teraz.
Z drugiej strony wiem, że jeśli ślub odbędzie się po narodzinach dziecka, oni mogą nawet nie pojawić się na nim, a wtedy czułabym się po prostu okropnie. Co mamy robić? Załatwić wszystko teraz i wziąć ten ślub czy też może postawić na swoim i poczekać?