Moje małżeństwo rozpadło się z hukiem, zanim się na dobre zaczęło, nie miałam dzieci, praca też taka sobie.
Mimo wszystko postanowiłam pojechać. W sumie rzadko gdzieś wychodzę, a teraz była dobra okazja, żeby móc ładnie się ubrać, założyć sukienkę i dobrze się bawić. Trochę się denerwowałam, ale miałam nadzieję, że spotkanie będzie miłe. Impreza zaczynała się późnym wieczorem w piątek. Każdy z nas miał wynajęty pokój w zajeździe, w którym wszystko miało się odbyć – powroty planowano na sobotni poranek. Wystrojona w najlepsze ciuchy pojawiłam się na miejscu. Od razu dobiegły do mnie trzy koleżanki, których nie widziałam już przecież dwadzieścia lat. Rozmowom nie było końca…
Około dwudziestej drugiej wszedł ON. Mój ukochany z czasów liceum. Musicie wiedzieć, że była to naprawdę wielka miłość, niestety zakończona bardzo banalnie – Janek musiał wyjechać z rodzicami do Londynu, tak nasze drogi się rozeszły. Pisał do mnie piękne listy, jednak po jakimś czasie ten związek na odległość przestał mieć jakikolwiek sens. Obiecywał, że za rok, dwa na pewno uda mu się wrócić do Polski. Jednak stało się tak, że poznałam mojego przyszłego (a dziś już byłego) męża, wyszłam za mąż, potem szybko się rozwiodłam, bo okazał się on kobieciarzem, jakich mało. Z Janem nie miałam w ogóle kontaktu. Może to żałosne i dziecinne, ale kiedy go zobaczyłam na tym klasowym spotkaniu po latach, wszystko powróciło. Od razu pomyślałam, że być może źle to wszystko rozegrałam, że mogłam jednak poczekać na niego zamiast bezmyślnie pakować się w nowy (i jak się okazało, bardzo nieszczęśliwy) związek. Janek od razu podszedł do mnie i…ten wieczór był tylko nasz, już nic innego się dla nas nie liczyło. Nie mieliśmy ochoty ani na rozmowy z kolegami i koleżankami z klasy, ani też na wspólne tańce czy picie alkoholu.
Dowiedziałam się, że on także jest po rozwodzie. Żona odeszła do innego mężczyzny kilka lat temu, od tego czasu jest sam. Powiedział też, że gdyby tylko wiedział, jak się potoczą nasze losy, nigdy nie wyjeżdżałby z rodzicami do Londynu, zrobiłby wszystko, żeby tylko zostać ze mną w Polsce. Przegadaliśmy kilka godzin, potem poszliśmy do jego pokoju i …tak, było wspaniale. Jan okazał mi wiele ciepła i czułości, których tak bardzo mi przez ostatnie lata brakowało. Gdy się rano obudziliśmy, zastanawiałam się, jak to się dalej potoczy. Czy po prostu każde z nas pojedzie w swoją stronę i będziemy przez kolejne lata wspominać nasze piękne spotkanie. Może to szaleństwo, ale przy śniadaniu zaproponował mi wspólne mieszkanie…a ja się zgodziłam! Pewnie niektórym z Was wyda się to dziwne, ale postanowiłam tym razem nie zmarnować szansy. Choć mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, my postanowiliśmy to zrobić…
Od dwóch tygodni mieszkamy razem, jest cudownie. Wiem, że to TA połówka jabłka, która zagubiła mi się na pewien czas, ale udało mi się ją odnaleźć. Mam nadzieję, że nam się uda…