Samo rozstanie było naprawdę ciężkim przeżyciem, ale od długiego czasu naprawdę nam się nie układało i chciałam wreszcie to zakończyć. On najpierw mnie wyśmiał, potem powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść, a na końcu zagroził, że coś stanie się albo mnie albo jemu.
Przestraszyłam się nie na żarty, bo naprawdę Adrian bywał dziwny i zachowywał się szalenie gwałtownie. Wiedziałam jednak, że już nie ma nadziei na to, żeby nasz związek był szczęśliwy, więc następnego dnia po prostu spakowałam się i wróciłam do swojej kawalerki.
Wtedy się zaczęło. Gdy tylko odkrył moją nieobecność, zaczął wydzwaniać do mnie co kilka minut. Nagrywał się na pocztę głosową i raz mówił, że mnie kocha i nie wyobraża sobie beze mnie życia, potem, że mnie zniszczy i zabije. Płakał, krzyczał, używał wulgaryzmów – chyba był pijany.
Od tego czasu minęły dwa tygodnie. On ciągle próbuje wymusić na mnie powrót, a ja zupełnie poważnie obawiam się, że coś sobie zrobi i tak naprawdę będzie to moja wina. Jak postąpić? Nie zniosłabym myśli, że ktoś odebrał sobie przeze mnie życie, ale z drugiej strony przecież nie mogę z nim być z litości i ze strachu!