I to on chyba zawinił. Otóż jakoś około 23giej wszyscy byli już lekko wcięci, impreza odbywała się na działce koleżanki, poszłam na chwilę do domku, żeby poprawić makijaż.
Gdy wróciłam, zobaczyłam, że jedna z dziewczyn (słabo ją znam) siedzi na kolanach mojego faceta, a on w ogóle na to nie reaguje! Dopiero wtedy, kiedy zobaczył moją minę, poprosił ją, żeby zeszła, sam wstał i oddał jej swoje miejsce. Potem podszedł do mnie i spytał, czy wszystko w porządku. Ale, jak się pewnie domyślacie, nic nie było w porządku. Byłam po prostu wściekła i to nie tylko na tę podpitą dziewuchę, ale też na niego, że nie zareagował w odpowiedni sposób od razu.
Dobra, niby wiem, że to jeszcze nie zdrada, ale chyba pozwalanie, żeby prawie obca dziewczyna siedziała komuś na kolanach, też nie jest w porządku. Najgorsze jest to, że mój facet w ogóle mnie za to nie przeprosił, bo twierdzi, że przecież nic takiego się nie stało.
Dla mnie niestety się stało i nadal bardzo źle się z tym czuję i jest mi cholernie przykro, ciągle przypomina mi się tamta sytuacja. Myślicie, że jestem jakaś przewrażliwiona i powinnam odpuścić czy jednak mam rację i powody do niepokoju?