Z Grzesiem znamy się już prawie dwa lata, poznaliśmy się na podczas oazy. Od razu ujął mnie swoim ciepłym spojrzeniem, pięknym głosem. Dodatkowo bardzo odpowiada mi fakt, że i on jest wierzący i praktykujący. Całujemy się i przytulamy, ale jak do tej pory nie posunęliśmy się dalej. Mówiłam mu o tym, że chciałabym poczekać do nocy poślubnej, ale tak naprawdę coraz częściej oboje mamy wątpliwości.
On także z nikim wcześniej nie był tak blisko, gdy rozmawiamy o tym, zgadzamy się, że to rozwiązanie byłoby miłe Bogu i piękne, że dalibyśmy sobie nawzajem taki wspaniały upominek. Pół roku temu Grześ dał mi pierścionek zaręczynowy. To było piękne przeżycie. Łąka pełna kwiatów, piknik, śpiew ptaków i do tego te słowa” Czy zostaniesz moją żoną?”. Do dziś się wzruszam, gdy o tym myślę.
Wiem, że nasza postawa nie jest popularna, ale nie tym się przejmuję. Po prostu widzę, że coraz bardziej chcemy nawzajem poznawać siebie i swoje ciała, a do ślubu zostało jeszcze niemal osiem miesięcy. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam, ale nie wiem, czy wytrwamy do tego dnia w czystości…
Z jednej strony nauka Kościoła ma tu bardzo wyraźny pogląd, z drugiej jednak…no cóż…wygląda na to, że nasza miłość chwilami jest silniejsza od wiary. Co zrobić, jakie rozwiązanie będzie dla nas lepsze? Modlę się, aby Bóg dał mi na nie odpowiedź…