Gdy ochłonęliśmy nieco, zaczęliśmy przyglądać się sąsiadom. Świetne samochody, przepiękne, pielęgnowane przez ogrodników trawniki, ogromne domy… Czuliśmy, że ci ludzie są znacznie bardziej majętni od nas, ale cieszyliśmy się z tego, co mamy.
Kiedy nasza córeczka poszła do przedszkola, różnica między nami a nimi zaczęła być jeszcze bardziej widoczna. Tamte dzieci opowiadały o wycieczkach na Dominikanę, weekendach na jachcie czy zimowiskach w Alpach. My spędzaliśmy wakacje pod gruszą na małej działce moich rodziców.
Sąsiadki bardzo często (choć niby delikatnie) dają mi do zrozumienia, że różnimy się od nich. Owszem, nie chadzamy do drogich restauracji, na kino pozwalamy sobie raz na kilka miesięcy. Ale czy to znaczy, że jesteśmy gorsi? Chwilami mam ochotę zamieszkać na najzwyklejszym osiedlu, gdzie zdecydowaną większość stanowi klasa średnia. Wiem, że tego nie zrobimy, przecież mamy własny dom. Ale mam dość tego, że sąsiedzi traktują nas jak gorszych!
Moja córeczka też coraz częściej odczuwa to, że inne dzieci mają więcej. Prosiła mnie ostatnio o tablet, pytała też, czemu nie możemy wyjechać na narty jak jej koleżanki. Tłumaczę jej, że przecież pieniądze nie są w życiu najważniejszą wartością, ważne, że jesteśmy zdrowi i mamy kochającą się rodzinę. Ale kilkulatka nie zawsze to rozumie. Wiem, że to wszystko przez naszych sąsiadów…