Problem to jednak moi znajomi i rodzina. Co chwilę jestem bowiem z kimś swatana wbrew mojej woli. Niby przypadkiem, gdy jestem u rodziców, przychodzą w odwiedziny jacyś dziwni faceci (skąd oni ich biorą?:-)). Moi znajomi też ciągle proponują mi jakieś randki z „dobrymi partiami”.
Na początku tylko się z tego śmiałam, teraz jednak powoli irytuje mnie ta sytuacja. Mam dwadzieścia siedem lat, nie jestem dzieckiem i sama potrafię zadbać o swoje życie. A oni wszyscy uważają mnie chyba za jakąś zagubioną pięciolatkę albo niedojdę, która po prostu nie może sama nikogo poznać, więc trzeba jej w tym pomóc.
Macie może jakiś pomysł na to, jak wbić im do głowy, że mnie na ten moment naprawdę taki stan pasuje i z pewnością jeśli będę miała kogoś poznać, to tak się stanie? Gdybym chodziła na każdą zaaranżowaną przez nich randkę, chyba nie miałabym czasu w życiu na nic innego. Wiem, że robią to z dobrego serca i myślą, że mi tym pomagają, ale mam już tego całego swatania naprawdę powyżej uszu…