W sumie przez 25 lat życia przyzwyczaiłam się do tego, że niektórzy osiągają w życiu sukces (w bardzo różnych dziedzinach), a mnie niestety nigdy nie będzie to dane. Taki pechowiec jak ja powinien się cieszyć z tego, że zamiast obu nóg połamał na nartach tylko jedną i że wylał kawę na biały dywan, a nie na przykład nowego laptopa.
Nadszedł jednak dzień, który kompletnie zmienił moje spojrzenie. Jechałam akurat samochodem do domu rodziców, oddalonym od mojego o niemal trzysta kilometrów, włączyłam radio. Audycja wydawała się całkiem ciekawa. Jakaś terapeutka opowiadała o tym, że to my możemy kierować naszym życiem, także za pomocą tego, co mówimy oraz myślimy, że trzeba zawsze, mimo wszelkich przeciwności losu, myśleć o sobie i swoim życiu w dobry, pozytywny sposób, a wtedy też zaczną nam się przydarzać same pozytywne rzeczy.
Nigdy dotąd nie wierzyłam w żadne afirmację i tego typu rzeczy, ale postanowiłam spróbować, przecież nic nie stało mi na przeszkodzie. Technik było sporo – codzienne poranne stawanie przed lustrem i powtarzanie sobie, że to będzie dobry dzień, mówienie przed egzaminem, że na pewno go zdam, że podczas trasy nie zepsuje mi się samochód, że uda mi się wszystko pozytywnie załatwić w urzędzie.
I wiecie, co? To działa! Od kiedy zapomniałam, że mam w życiu pecha, nie mam go!