Moi rodzice byli nim zachwyceni.
- Przy takim mężczyźnie niczego ci nie zabraknie, córeczko, będziesz żyła jak w bajce – słyszałam od mamy.
Owszem, w moim rodzinnym domu nigdy się nie przelewało, ale zawsze była w nim miłość, wzajemny szacunek, bardzo dobre relacje. Bardzo chciałam przenieść to na rodzinę, którą stworzę. Jan oświadczył mi się po niecałym roku znajomości, po kolejnym byliśmy już po ślubie. Wesele na 200 osób, ja w białej, bardzo drogiej sukni. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo zazdrościły mi koleżanki z rodzinnej wsi. One powychodziły po prostu za kolegów z podwórka, bez większych perspektyw na dobrą przyszłość.
Dwa tygodnie po weselnym przyjęciu uderzył mnie po raz pierwszy. Dostałam w twarz, bo rzekomo ubrałam się jak dziwka, idąc do kosmetyczki. Miałam na sobie spódniczkę przed kolano, szpilki, do tego lekki makijaż, naprawdę wyglądałam zupełnie normalnie. Mąż jednak miał na ten temat inne zdanie. Jak się po tym wszystkim zachował? Cóż, dostałam bransoletkę białego złota, kosz róż i zapewnienie, że to się więcej nie powtórzy, jeżeli „nie będziesz mnie, Kochanie, tak wyprowadzać z równowagi”.
Potem były kolejne siniaki, awantury, bicie mnie właściwie przy każdej nadarzającej mnie okazji. Gwałty to też moje codzienne życie (chociaż wiele osób nie wyobraża sobie, że można zgwałcić własną żonę, uwierzcie mi, że można). Straciłam ciążę w czwartym miesiącu, bo mąż rzucił mną o podłogę. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o tym, że powinnam odejść. Tylko dokąd? Nigdy nie pracowałam zawodowo, na rodzinnej wsi nie mam żadnych perspektyw, mąż odsunął mnie skutecznie od wszystkich dawnych znajomych. W tej chwili żyję w złotej klatce, która jest dla mnie niczym piekło. Co z tego, że materialnie niczego mi nie brakuje? Dałabym wszystko, żeby wieść normalne życie, tylko chyba w moim przypadku jest już za późno…