Mogę wypisywać całą latanie o sobie, lecz prawda się nie ukryje. Krótko mówiąc, jestem młodą kobietą z upodobaniami masochistycznymi i zaburzeniem osobowości.
Przez cały okres poznawiania siebie, myślałam, że nie zasługuje na szczęście, bo przyjdzie ono jedynie w postaci bólu i cierpienia.
Gdy byłam jeszcze głupim dzieciakiem, poznałam starszego od siebie mężczyznę. Byłam i jestem z nim w dość dziwnej relacji. Przez całe cztery lata łkałam i prosiłam, by mnie bił, wykorzystywał i poniżał. Próbowałam sobie wmówić, że nic do niego nie czuje, jedynie zrozumienie przez sadystę.
Cała bajka układałaby się ładnie. Poznałam go, uznałam za swojego księcia, poznałam z nim życie, kulturę i pasję, a on odganiał złe duchy i rozjaśniał blask w ciemnościach, ciągnąc mnie za sobą jako swoją marionetkę.
A los lubi rzucać kłody pod nogi, dwa tygodnie temu odkryłam, że jestem w ciąży. Mogę otwarcie się przyznać przyznać, nie zdążyłam pójść do ginekologa przez tegoroczne matury.
Największy strach w tym, by mu powiedzieć. Bo co jeśli w najlepszym wypadku wyciągnie pas? A jeśli wyrzuci mnie z domu?
Dopiero dziś uświadamiam sobie, że kobieta zasługuje na godność, nawet gdy ciągnie ją w złą stronę.