Jakiś czas temu był długi weekend, więc wszystkie rozjechałyśmy się do naszych rodzinnych miejscowości. Miałyśmy wrócić dopiero w niedzielę późnym wieczorem. Okazało się jednak, że już około południa mój znajomy będzie jechał do Warszawy, więc postanowiłam się z nim zabrać – z mnóstwem smakołyków od mamy było mi zwyczajnie lepiej niż w pociągu.
Wróciłam do mieszkania, okazało się, że drzwi były otwarte. Pomyślałam, że któraś z moich współlokatorek też zdecydowała się na wcześniejszy powrót. „Przynajmniej będzie z kim pogadać” – pomyślałam. Nie wyobrażacie sobie nawet, jakie było moje zdziwienie, gdy weszłam do mojego pokoju (nie zamykamy ich na klucz), a tam…para obcych ludzi w bardzo niedwuznacznej sytuacji. W pierwszej chwili zaczęłam krzyczeć, w drugiej – dzwonić na policję.
Co się okazało – jedna z moich współlokatorek, Paulina, spotkała się kiedyś ze swoim kolegą. Okazało się jednak, że pilnie musi wracać na zajęcia, na kolejnych zaś miała prezentować grupowy projekt – pendrive z prezentacją był jednak w naszym mieszkaniu, więc poprosiła go o jego przywiezienie, a sama pobiegła na uczelnię. Chłopak był jednak na tyle pomysłowy, że… dorobił sobie klucze i tego dnia, kiedy nakryłam go in flagranti z dziewczyną, po prostu sobie do niego przyszedł. Na szczęście z mieszkania nic nie zginęło, ale kolega współlokatorki nie ma już do naszego mieszkania wstępu!