Udało się! Wyjechałam na studia do innego miasta. Oczywiście od rodziców nie dostawałam ani grosza, utrzymywałam się ze stypendium i pieniędzy, które dostałam za dorywcze prace. Bywałam barmanką, rozdawałam ulotki na ulicy, myłam okna po domach, udzielałam korepetycji – robiłam wszystko, by móc się utrzymać, skończyć studia i ułożyć sobie życie.
Poznałam też fantastycznego faceta. Łukasz jest dobry, przystojny, bardzo mądry, traktuje mnie wspaniale. Choć spotykamy się od niedawna, wiem, że to właśnie ten jedyny, chcę z nim spędzić swoje życie. Znam jego rodziców, to świetni, życzliwi ludzie, na poziomie. Jego mama prowadzi świetnie prosperujący sklep z odzieżą ciążową, ojciec jest stomatologiem. Traktujemy z Łukaszem naszą znajomość bardzo poważnie, chwilami mam wrażenie, że on chce mi się w najbliższym czasie oświadczyć (oczywiście powiem „tak”). Jednak jest pewien problem. On już kilka razy pytał, kiedy wybierzemy się z wizytą do mojego domu rodzinnego. Mówi, że chętnie pozna moich rodziców, przedstawi się im, zabierze ich na dobrą kolację zapoznawczą.
A ja… no cóż… jak mam zaprowadzić go do mieszkania w rozwalającej się, śmierdzącej kamienicy? Do rodziców, od których wiecznie czuć alkohol? Do kuchni, w której każdy talerz jest „z innej parafii”, a telewizor pamięta chyba czasu króla Ćwieczka?
Wiem, że być może zabrzmi to okropnie, ale ja po prostu wstydzę się za nich i jak do tej pory robię wszystko, żeby przesunąć w czasie to spotkanie. Chociaż mam wrażenie, że będzie nieuniknione…