Pode mną mieszka starszy facet, na oko po siedemdziesiątce. Musicie wiedzieć, że w moim mieszkaniu nic specjalnego się nie dzieje – żadnych hucznych imprez, awantur czy patologii. Zupełnie normalne gospodarstwo domowe. Raz na jakiś czas przyjdą oczywiście znajomi, ale siedzimy sobie przy herbacie czy winku i nigdy nie zdarzyło nam się zakłócanie ciszy nocnej czy tego typu skandale.
Jednak pan z dołu ma chyba jakieś urojenia, bo średnio dwa razy w tygodniu dzwoni na policję. Twierdzi, że codziennie tupię po nocy nogami, a on nie może spać, że moje psy wyją do samego rana (jakoś nigdy tego nie słyszałam), że na pewno sikają w łazience bezpośrednio na podłogę, bo u niego pojawił się jakiś zaciek. Wszystko to rzeczy totalnie wyssane z palca, ale wiecznie muszę się policjantom tłumaczyć – i już naprawdę mam tego serdecznie dosyć.
Poza tym facet opowiada wszystkim sąsiadom, że do mojego mieszkania schodzi się jakieś podejrzana towarzystwo, że pewnie prowadzę tu prywatną agencję towarzyską –efekt jest taki, że w odpowiedzi na moje sympatyczne „dzień dobry” nie słyszę niczego.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, co zrobić. Czy może sprzedać to mieszkania i wynieść się gdzieś, gdzie nie będzie tego faceta, czy może pójść do niego i zapytać, czego właściwie chce ode mnie? A może w jakiś sposób go postraszyć, żeby przestał robić takie rzeczy? Co mam robić? Jestem już bezradna…