Wszyscy wrzeszczą, że podając dziecko do chrztu w błogosławionym stanie, na pewno sprowadzę jakieś straszne nieszczęście i tragedię. Kompletnie nie wierzę w żadne zabobony, siostra narzeczonego naprawdę nie ma kogo o to poprosić, zresztą chyba najważniejsze jest to, że ona sama nie ma z tym najmniejszego problemu.
Moja mama oczywiście z uporem maniaka przypomina historię pewnej swojej kuzynki, która trzymała dziecko do chrztu, będąc na początku ciąży, a po kilku miesiącach jej dzidziuś urodził się martwy.
Moim zdaniem między jednym a drugim nie ma żadnego związku. Gdyby siostra narzeczonego miała inną bliską sobie kobietę, sama radziłabym jej poprosić o bycie matką chrzestną właśnie ją. No ale sytuacja jest zupełnie inna i według mnie to ja powinnam stanąć na wysokości zadania.
Teraz, kiedy codziennie słyszę, że robię straszna rzecz, chwilami mam ochotę dla świętego spokoju się wycofać – bo wtedy pewnie zamknęliby się w końcu. Ale czy warto przejmować się tego typu dziwacznymi teoriami rodem ze średniowiecza, jak sądzicie?