Lata mijały, a sytuacja nie zmieniała się. Artur wyprowadził się z domu, więc nie spędzaliśmy już z sobą tak wiele czasu jak wcześniej. Jego mieszkanie znajdowało się w odległości ponad 200 km od naszego domu.
Pod koniec marca Artur złamał nogę. Obrażenia były na tyle poważne, że musiał zostać przez kilka dni w szpitalu. Bez wahania pojechałam do niego, przecież jestem matką, która musi się opiekować dzieckiem w takiej sytuacji.
Syn mówił, że to niepotrzebny kłopot, ale nie słuchałam jego słów. Po kilku godzinach spędzonych na oddziale byłam już naprawdę zmęczona, więc poprosiłam go o klucze do jego mieszkania, chciałam się przebrać i nieco odświeżyć, sen też był mi potrzebny. Dał mi je, ale widziałam, że ze sporym wahaniem. Nie wiedziałam, co jest tego powodem, dopóki nie przekroczyłam progu mieszkania. Były tam obrazy przedstawiające nagich mężczyzn, a na stoliku nocnym stało zdjęcie Artura przytulającego się do jakiegoś faceta.
Myślałam, że ziemia usunie mi się spod nóg. Przecież co jakiś czas odwiedzaliśmy mieszkanie syna i nigdy nie było tam tego typu rzeczy! No tak, ale przecież zawsze były to zapowiedziane wizyty, więc z pewnością wszystko skrzętnie ukrywał, a teraz nie wiedział, że złamie nogę, a ja pojawię się nagle w jego mieszkaniu.
Nie wiem, jak zareaguje na to mąż, który nigdy nie ukrywał faktu, że jest homofobem. Boję się, że nasza rodzina teraz się rozpadnie…