Mamo, tato, jak chcę pieska!!
Są dwa okresy w roku, kiedy temat psa, a w zasadzie wołania typu „Mamo, tato ja chcę pieska !!”, nie schodzi z tak zwanej tapety w domu – to okres przedkomunijny i oczywiście święta Bożego Narodzenia. I kiedy czytasz list Twojego dziecka do Świętego Mikołaja, a tam jako prezent na święta stoi „piesek”, walisz do sklepu i kupujesz … pluszaka! A kiedy jednak mimo wszystko zaczynasz się zastanawiać „czy warto mieć psa ?”, to koniecznie musisz przeczytać ten tekst. Znaczy mam nadzieję, że zaczynasz, bo jeśli po prostu idziesz i bierzesz psa bez zastanowienia, to moim zdaniem powinnaś lub powinieneś się leczyć.
Nasze dzieci wszelkimi sposobami próbują przekonać nas, zaszantażować, ubłagać, wymusić na nas, żebyśmy w końcu tego psa im przysposobili. I czy to będzie adopcja psa czy kupno psa, nie ma już większego znaczenia. Dla nich oczywiście. Pies ma być. Jako prezent na komunię, prezent na święta, prezent w ogóle. „ja chcę pieska. ŻYWEGO!!!” i koniec.
I jeśli należysz do tych, którzy podjęli już decyzję, a jedynie zadają sobie pytanie: adopcja czy kupno psa wyłącznie dlatego, że Twoje dzieci robią maślane oczy, a w uszach brzęczy Ci „pieeeeesek, pieeeeesek”, to, ponownie apeluję „idź się leczyć”. Serio.
Zanim wyjedziesz mi z tzw. bani za to „idź się leczyć”, przeczytaj proszę do końca, co chcę Ci powiedzieć. Dlaczego? Ano bo ja mam psa i dlatego piszę ten tekst. Mam również siedmioletnie dziecko i też dlatego piszę ten tekst. Mieszkam w aglomeracji miejskiej, w bloku i również dlatego piszę ten tekst. Mam dwupokojowe mieszkanie, 49,1 m2 (zawsze byłam ciekawa gdzie jest ten 0,1) i też dlatego piszę ten tekst.
Są bowiem powody, dla których trzeba mieć psa, ale też są takie, z powodu których nigdy, przenigdy tego psa nie wolno mieć, nawet jeśli Twoja latorośl przywiąże się do rury z gorącą wodą i powie „jak nie kupisz mi psa, to ja tu zostaje”.
Dlaczego psa musisz mieć?
Przede wszystkim kupowanie psa, za pieniądze, jest dzisiaj passe, wręcz nie na miejscu. Wybór specjalnie dla Ciebie hodowanej rasy świadczy o wybujałym ego i potrzebie zabłyśnięcia przed znajomymi w społecznościówkach z cudownym szczeniaczkiem rasy Piściulek Nordycki i obowiązkowym dziubkiem z warg. Dzisiaj masz adoptować psa ze schroniska, przygarnąć z domu tymczasowej opieki bądź zgarnąć z ulicy przybłędę, mimo że zwizualizowałaś sobie wcześniej kupę psa na dywanie. Ale i tak go bierzesz.
1. Pies to ruch. Musisz z nim wyjść, choćbyś była na kacu, zmęczona, chora, na niego zła, nieszczęśliwa, przeszczęśliwa, zaspana czy zarobiona po pachy, czy po nieprzespanej nocy z drącym się dzieckiem przy boku. A ruch to zdrowie przecież. Ja od lipca do grudnia schudłam osiem kilo. Mój narzeczony (hłę, hłę) również dziesięć. Bez wysiłku. Ot smycz w garść i na spacer. To chyba największe dla nas zaskoczenie i błogosławieństwo związane z przyjściem suki do naszego domu.
3. Pies to radocha. Te ślipia ma takie cudne. Mądre takie też ma. Bawi się, przytula, szczeka sobie. No rozkosz. I pełno w domu nawet wtedy, jak nikogo nie ma. Serio. Przytulić jest się do kogo. Bo ta nasza, to wyjątkowo przytulająca się jest. I sama z siebie kładzie się nam na nogach, opiera na brzuchu. I tak pięknie cieszy się, jak wracamy do domu. Cud, miód, orzeszki
4. Pies to świadectwo Twojej świadomości zbawiennego wpływu zwierzęcia na dziecko. Kontakt taki, jak przekonują specjaliści, jest ze wszech miar korzystny dla Malucha. Czujesz się zatem lepiej wiedząc, że robisz dobrze Twojemu dziecku. U nas ten kontakt jest magiczny. One dwie porozumiewają się na jakimś zupełnie innym kanale komunikacyjnym niż my wszyscy. Suka nie widzi świata poza Martą, choć stara się pomiędzy całą naszą ludzką trójkę dzielić swoje małe serduszko. Ale to i tak zawsze Marta jest tą pierwszą.
5. Masz z głowy poranne budzenie dziecka. U nas jest tak, że otwieram drzwi do pokoju i mówię „Mila, obudź Martusię”. I mam pozamiatane. Skacze po niej, liże ją. Wkłada sobie jej rękę w pysk jakby chciała ją wyciągnąć z łóżka. A Marta?? Wniebowzięta. Budzi się w sekundę. Nie marudzi, że musi wstać. No bo przecież „Miluchenka moja, nio pani się obudziła juś. No juś”.
6. Od kiedy będzie w domu pies, nigdy nie poczujesz się samotna. No to jest argument za.
7. Poczucie, że dajesz psu dom i jeszcze na dodatek ten pies czuje się w nim dobrze, robi Tobie od razu lepiej.
8. Przy psie nigdy nie wiesz, co Cię czeka następnego dnia. No nudy nie ma.
9. Kiedy siądziesz sobie na sofie albo w fotelu, weźmiesz do siebie takiego Pimpka czy Fifka, przytulisz i poczujesz jego ciepło, i spojrzysz mu w te oczyska to uświadomisz sobie, że już myślałaś, że nie będziesz w stanie pokochać tak mocno i tak zupełnie bezinteresownie, a tu masz babo psa. Okaże się bowiem, że w Twoim sercu jest jeszcze cała masa miejsca do zagospodarowania. Już jedziesz do schroniska?? Wstrzymaj konie…
Teraz powiem Ci dlaczego psa nie możesz mieć?
1. Pies to obowiązek. Obojętne na Twój nastrój trzeba z nim wyjść na siku, dać jeść, chodzić do weterynarza. Nie wystawisz za okno i nie weźmiesz z powrotem, kiedy będziesz mieć lepszy nastrój. Zapomnij więc o wysypaniu się. O leniwych, sennych porankach weekendowych. O cieplutkich chwilach pod kołderką kiedy za oknem mróz, deszcz czy grad. Koo-niec.
2. Pies to wydatek. Pomijam kupno, bo przygarniasz. Ale szczepienia, odrobaczanie, pielęgnacja, karma, akcesoria … to wszystko kosztuje. I to non stop. Bo jeść musi przecież. Więc jeśli nie masz wolnych kilku stów miesięcznie lub po prostu jesteś sknera, nie bierz psa.
3. Pies nie jest zabawką. Niech nie wydaje Ci się, że postąpisz szlachetnie, jeśli weźmiesz psa, bo Twoje dziecko tego chce. „No dziecku nie dam???”. Taaak!!!! Nie dasz dziecku!!! Nie psa. Kup mu pluszowego. Żywy odpada. I nawet jeśli będzie Cię zapewniać, że będzie się opiekować, bawić, czesać, i w ogóle wszystko, to nie bierz. Fascynacja dziecka psem żywym trwa jakieś…trzydzieści minut do godziny, od kiedy ten pojawi się w Waszym domu. I to dziecka w każdym wieku. Małe czy nastoletnie w końcu „odda” Ci pupila. I wszystko spadnie na Ciebie. Także jeśli Ty i inni dorośli w domu psa nie chcecie, a pragniecie jedynie spełnić zachciankę dzieciątka, powtórzę się, musicie się leczyć. Ponieważ zrobicie krzywdę nie tylko psu, ale i dziecku. Bo prędzej czy później na widok tego psa będziesz zamieniać się we wrzeszczące i strzelające piorunami zombi. Kiedy będzie trzeba z nim wyjść, dać mu jeść czy iść wyciągać mu robaki z tyłka u weterynarza.
4. Pies to nieustanna walka z utrzymaniem porządku. Pomijam sierść wszędzie. W garnkach nawet jest. I załatwianie się w domu – to przemilczę. Psy bowiem roznoszą wszędzie wszystko. Nasza suka, na przykład, uwielbia skarpety. Więc wszystkie, które pojawią się po praniu czekając do złożenia, natychmiast zaczynają krążyć po domu. Ponadto, od stycznia do grudnia, pies przynosi do domu piach, kurz, ziemię, trawy, farfocle jakieś, suche liście, zaschnięte kupy innych psów, w których to właśnie nasz pupil się wytarzał. To wszystko trzeba po każdym spacerze powycierać albo spłukać w wannie. Jeśli nie masz wanny to nawet nie zaczynaj się zastanawiać nad wzięciem psa. Na starcie jesteś przegrana. Psy również wymiotują, robią na luźno i popuszczają po domu. Zdarza im się to w dzień, w nocy. I to z totalnego zaskoczenia nas biorą.
5. Pominę, bo to oczywiste, ponownie wymownym milczeniem, straty jakie sieje pies. Pogryzione buty – nasza pogryzła mi jedyne sandałki, w jakich dało się wyjść do ludzi!! Ale i meble, ciuchy, akcesoria. Szafki kuchenne, kosze w łazience. Ba, nawet deska sedesowa – wszystko może dostać się w szczęki psa. No chyba, że zamkniesz go w klatce. Ale serio? Po to chcesz mieć psa w domu, żeby mieszkał w klatce?
6. Pies ma swoje nawyki. Na przykład, po jedzeniu musi się o coś powycierać. Zazwyczaj wybiera meble. Ale mogą być to też Twoje nogi na przykład. Albo buty w przedpokoju. Albo kosz z bielizną w łazience. Wszystko, co stawia jako taki opór, nadaje się na wycieraczkę. Więc jeśli czujesz obrzydzenie na samą myśl, że on, ten pies, wciera resztki jedzenia w te Twoje wymuskane mebelki, czy spodenki od Channel, to pożegnaj się z pieseczkiem już na etapie koncepcyjnym.
7. Pies to kolejny uczestnik podróży. Nie wszędzie można wyjechać z psem. Nie każdy tego psa chce z nami przyjmować. A urlop w ciepłych krajach? Musisz mieć komu psa zostawić. Święta, wakacje, wolne. Zatem jeśli w zwyczajach macie ciągły ruch i pomieszkiwanie w różnych miejscach, pies nie jest dla Was. Rybki, w Waszym przypadku, to maks. A jeśli przez Twoją głowę przemknie taka myśl, że o właśnie teraz, na święta, kupisz pieska dziecku, bo tak strasznie kochasz to swoje dziecko, a ono chce mieć pieska, a potem latem, w drodze nad morze, wyskoczysz niby przy szosie pod pretekstem wyprowadzenia Bobika na siku i wrócisz ze łzami w oczach, że „uciekł. przestraszył się u uciekł. zadzwonimy do straży leśnej, tak mi przykro kochanie”, a w rzeczywistości przywiązałeś lub przywiązałaś go do drzewa…to ja cię znajdę. Przysięgam. Znajdę i tak samo przywiążę do pierwszej sosny. Obedrę z bielizny i tak wystawię mrówkom i innym robakom, żeby Cię na wskroś przeżarły. I jeszcze zaknebluję, żebyś nie miał albo miała jak wołać o pomoc. Dalej chcesz pieska??
8. Pies to emocje. Wyobraź sobie, że okaże się, że któreś z Was jest uczulone na sierść, nie wiem piach, no cokolwiek. A macie tego psa, w wersji hardcore uroczego, puchowego szczeniaczka już jakiś czas i nagle musicie go oddać, bo kaszel, duszności i ogólnie masakra. I co wtedy? Dziecko nie myśli takimi kategoriami, że „kochanie, masz alergię więc Bobika musimy oddać”. Będzie to odbierać jako największą krzywdę na świecie. Więc staniesz przed wyborem: rozkroić własnemu dziecku serce na pół czy faszerować go anty-alergenami?? A pomyśl, że mogłaś w ogóle takich dylematów sobie nie fundować.
9. Nie każdy w Twoim otoczeniu musi kochać psy. To nie jest tak, że jak Ty lubisz salceson, to ciotka Henia też go uwielbia. Zastanów się więc czy znajdziesz kogoś, kto w sytuacjach awaryjnych mógłby się nim zaopiekować? Wyjazd na narty do Aspen, urlop w skąpanej słońcem Hiszpanii, sylwester na Maderze, czy weekend w Strzegomiu – takich okazji będzie w roku cała masa. Co wtedy z psem? To w końcu kto ma mieć tego psa? Wy, czy Wasza cała rodzina?
Co pies, to obyczaj
Pierwszy mój pies, z czasów kiedy chodziłam w juniorkach, przetrwał u nas półtora roku. Nie potrafiła przez ten czas skumać, że na spacer chodzi się po to, żeby zrobić kupę i siku. Waliła w domu, na piękną dębową klepkę. Kiedy podłoga zaczęła falować, mama nie wytrzymała i ją oddała. Drugi był z nami osiemnaście lat. I śmiem twierdzić, że miała w sobie pierwiastek ludzki. Była kosmiczna. Wszyscy dalibyśmy się za nią pociąć. To był prezent od mojej klasy z liceum na moje imieniny. Ot, taka fantazja ułańska wdała się w umysły moich kolegów i koleżanek. Oczywiście, że był spisek. Bo właśnie „mamo, chcę mieć pieska!”. I przypadek, niestety tragiczny dla innej rodziny, sprawił, że suka, wtedy niebywały szczeniak, trafiła do mnie. Ale byłam już na tyle ogarnięta, że wstawałam przez miesiąc o piątej rano i śnieg nie śnieg, sterczałam z tą kulką czekając na kupsko. Moja mama się w końcu zlitowała i rano to ona z nią wychodziła. Mój tata postawił sprawę jasno: dał nam, suce i mnie, trzy dni na to, żebyśmy przekonały go do obecności psa w domu. A wiedziałam, że nie żartuje. O nie. Suka następnego już dnia skradła jego serce na następne osiemnaście lat. Przyszedł sąsiad zadzwonić, bo mu wysiadł telefon (wtedy nie było jeszcze komórek – imaginujesz sobie taki luksus??). Bierze za słuchawkę, wykręca (taaak, mieliśmy taki oldskulowy aparat na tarczę) i nagle „hau, hau, hau”. Ten podskoczył, no bo przecież Kilińscy psa nie mieli. A ta mała, dopiero co kilkanaście godzin u nas, wystaje zza komody, na której stał telefon i obszczekuje obcego w domu! No myślałam, że zejdę. Mój tata zbystrzał i poderwał się z fotela. Lekkim kłusem ruszył ku sąsiadowi i wskazując dłonią na futrzaną kulkę piszczącą zza winkla, rzekł: „to jest nasz pies, tak. broni swojego domu”. „no to mamy z głowy” pomyślałam i nie myliłam się. Ich wzajemne relacje były na tyle silne, że kiedy suka miała operowany nowotwór sutków, tata leżał z nią na podłodze noc po operacji i zwilżał jej pysk wodą, bo nie mogła się bidula ruszyć. Tak ją kochał. O Boże, poryczałam się … .
Pies i dziecko
Ale takie psy nie zdarzają się codziennie. Mamy wielkie szczęście, że nasza Mila dzisiaj robi się bardzo podobna do poprzedniej suki. Jest muśnięta czymś przedziwnym, magicznym. To, co łączy ją z Martą, jest niezwykłe. Dla mnie niespotykane. Tworzą absolutne jedno. Chyba już to pisałam, gdzieś na górze. Ale to zupełny przypadek. A wzięcie jej to był jeden z moich najlepszych pomysłów, jakie przyszły mi ostatnio do głowy. Ale oczywiście, że muszę wysłuchiwać „wzięłaś sobie pieska, to teraz masz”. Jasne, że tak. I wiem, że mimo totalnego absurdu, o jaki zakrawa takie stawianie sprawy, tak po trosze jest. „chciałaś, to masz”. I wiem, że ja to piwo muszę wypić. Ale ja tego chcę. Chcę mieć tego psa. Nie chciało tego moje dziecko, chciałam tego ja. A to jest kolosalna różnica. Dla psa.
Ten pies zostanie z nami nawet wtedy, kiedy będziemy chcieli wyjechać na wakacje bez niej. A tak się może zdarzyć. Czy zyska wtedy status „porzucony pies”? Czy stanie się psem bezdomnym? Czy dołączy do listy psów porzucanych w wakacje? Nie. Ponieważ my doskonale zdajemy sobie sprawę, że ten związek jest na stałe. Że czy wakacje czy nie, ona z nami będzie, a my z nią.
W takim razie jaki prezent na komunię …?
Zatem jeśli musisz Twojemu dziecku kupić pieska jako prezent na komunię, święta, urodziny czy bez okazji polecam gorąco pluszowego. Potrafią robić je łudząco podobne do tych prawdziwych. Ale jeśli sama chcesz mieć psa, to miej kochana. Bierz. Przygarnij, adoptuj i kochaj. On, ten pies, pokocha Cię bezwarunkowo. A to piękny rodzaj miłości.
To ja idę przytulić moją Milę, a Ty napij się gorącej herbatki…
Jeśli sama lub sam myślisz o posiadaniu psa, mam nadzieję, że się dwa razy zastanowisz i jeszcze raz to przemyślisz. Jeśli znasz kogoś, kto myśli o psie, proszę pokaż mu ten tekst. Albo jeśli po prostu lubisz, albo kochasz psy…dziękuję!!