Pół roku wcześniej rozstałam się z moim długoletnim partnerem, nie miałam ochoty wchodzić w nowy związek. Co prawda mam kilku kolegów, ale żaden z nich nie mógł mi tego dnia towarzyszyć. Wiem, że być może to głupie, ale tak bardzo nie chciałam pójść sama, że postanowiłam dać w internecie ogłoszenie.
Napisałam, że szukam faceta na poziomie, który mógłby towarzyszyć mi podczas ślubu i przyjęcia. Dostałam mnóstwo zgłoszeń, postanowiłam spotkać się z jednym z nich na kawę kilka dni przed wielkim dniem, by zobaczyć, czy faktycznie da się z nim porozmawiać i czy aby na pewno nie przyniesie mi wstydu podczas przyjęcia.
Marek okazał się czarujący, szarmancki, bardzo miły, świetnie nam się rozmawiało. Wiedziałam, że nie chcę już testować innych kandydatów. Umówiliśmy się zatem, że będzie moim towarzyszem.
W kościele wszystko było w porządku, koszmar zaczął się jednak już na początku przyjęcia. Od razu zauważyłam, że Marek pije jeden kieliszek za drugim, kompletnie nie ma umiaru. Taniec z nim był katastrofą. Spocony, z rozwianymi włosami, śpiewający zdecydowanie zbyt głośno – było mi po prostu wstyd!
Niestety złapał muchę pana młodego, więc był w tym momencie w centrum uwagi. Co wtedy zrobił? Zdjął koszulę, odsłaniając nagi tors. Tego było już za wiele! Wzięłam mojego partnera na stronę i powiedziałam, że jego taksówka będzie za dwadzieścia minut. Ja zostałam na przyjęciu dłużej, dopiero po wyjściu Marka zaczęłam się naprawdę dobrze bawić.
Mam nauczkę – zapraszanie obcego faceta na tego typu przyjęcia jest bez sensu i na pewno nigdy więcej tego nie zrobię!