Dobrze czuję się w jego towarzystwie. On bardzo szybko zakochał się we mnie, niedawno to przyznał, wiem, że chciałby spędzić ze mną życie. Ja bardzo go szanuję, podziwiam, jest dla mnie bardzo dobry, tylko…brakuje mi chyba tej „chemii”, jakiegoś takiego romantycznego pierwiastka, kiedy na widok drugiej osoby serce bije człowiekowi jak oszalałe, a w brzuchu pojawiają się motyle.
Wiem, że to są takie mrzonki piętnastolatek, ale nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, a chciałabym. Z drugiej strony wiem, że nikogo lepszego nie znajdę, u boku tego mężczyzny mogłabym wieść naprawdę spokojne życie.
Tylko nie wiem, czy tego właśnie oczekuję? Nigdy się nie pokłóciliśmy, nawet kiedy jestem nieznośna, on obraca wszystko w żart i nie obraża się. Z drugiej strony nie chciałabym trafić na jakiegoś lowelasa, damskiego boksera czy alkoholika. Mam przy sobie dobrego mężczyznę, mam wrażenie, że on może za jakiś czas poprosić mnie o rękę. Czy powinnam w takiej sytuacji powiedzieć
TAK i układać sobie z nim życie czy jednak czekać na te motyle w brzuchu, które mogą przecież nigdy nie nadejść?