Do trzydziestki miałam na wszystko wielkie „parcie”, gorączkowo szukałam sobie faceta, a każdego, który się pojawił, oczyma wyobraźni widziałam już ze mną przy ołtarzu albo bawiącego się w salonie z naszymi dziećmi. Nie wiem sama, może chciałam tego za bardzo, może bycie zdesperowanym niczego dobrego nie przynosi?
Dlatego stwierdziłam, że to trzydziestych urodzinach odpuszczam, zajmę się innymi sprawami niż szukanie sobie męża. Zapisałam się na siłownię (nie po to, by tam kogoś poznać, ale wzmocnić mięśnie), zaczęłam udzielać się jako wolontariuszka, czytam dużo książek, uczę się sztuki tworzenia bukietów i szydełkowania…I wiecie, co? Tak naprawdę czuję się szczęśliwa, bo nie mam na sobie tej dziwnej presji, którą sama sobie narzuciłam.
Aha, tydzień temu w bibliotece poznałam uroczego faceta, który zaprosił mnie na kawę. Oczywiście się wybieram, bo przecież okazji nadarzających się w życiu marnować nie wolno! A co przyniesie los – to się jeszcze okaże!