Przygotował pyszne jedzenie, była nastrojowa muzyka, dobre wino. Założyłam nową, czerwona sukienkę, zrobiłam staranny makijaż, skropiłam się moimi najlepszymi perfumami. Nie jesteśmy już dziećmi i spodziewałam się, że ten wieczór zakończyć się może wspólnym śniadaniem. Jednak do niczego takiego nie doszło.
W pewnej chwili nawet starałam się sama coś zainicjować (widziałam bowiem, że on tego nie robi), ale bezskutecznie. Pomyślałam, że być może nie chce się spieszyć i doszłam do wniosku, że to nawet dobrze. Jednak gdy podobna sytuacja powtórzyła się kilka razy (zarówno w jego mieszkaniu, jak i u mnie) nie wytrzymałam i palnęłam: Chyba ci się nie podobam, skoro nie jesteś mną zainteresowany w tych kwestiach.
Karol w odpowiedzi nie rzucił się na mnie w ogniu namiętności, nie zaczął tez mnie całować ani rozpinać guzików mojej koszuli. Poprosił, żebym usiadła i oznajmił mi…że jest impotentem. Próbował się leczyć, jak do tej pory przyniosło do marne skutki. Dodał, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie, ideałem, że mnie kocha. Łzy zaczęły kapać mi po policzkach, bo zdałam sobie sprawę ze swoich uczuć.
Tylko czy będę mogła stworzyć związek z mężczyzną, który ma tak duże problemy z „tymi” sprawami? Owszem, raz czy dwa próbowaliśmy, ale skutek był średni. Karol zapewnia, że kuracja za pewien czas zacznie przynosić zdecydowanie lepsze rezultaty. Wiem, że seks nie jest w związku najważniejszy – ale jest ważny. Czy zatem powinnam nadal trwać przy nim? Nie wiem, jak to będzie, kiedy nic się w tej kwestii nie zmieni…