Naprawdę jestem załamana, dzwoniłam do niego przez cały wieczór, ale nie odbierał. Czuję się odtrącona, samotna, niekochana.
Byłam pewna, że to ten jedyny, wiązałam z nim przyszłość, nawet po cichu zastanawiałam się nad tym, kiedy mi się oświadczy. A tu taka informacja…Cały czas liczę na to, że jednak opamięta się i wróci.
Tłumaczyłam mu, że przecież możemy robić razem mnóstwo rzeczy, że bycie w związku przecież nie ogranicza człowieka…ale nie słuchał. Na odchodne powiedział, że życzy mi szczęścia, bo jestem według niego naprawdę wartościową, pełną ciepła, inteligentną dziewczyną.
Nie wiem, jak teraz sobie z tym wszystkim poradzić, oczy mam tak zapłakane i spuchnięte, że ledwo na nie widzę. Tak strasznie bym chciała, żeby do mnie wrócił i żeby wszystko było jak dawniej. Myślicie, że warto nadal próbować się z nim kontaktować czy może przestać i poczekać, aż on sam się odezwie? Jest dla nas jeszcze jakaś szansa?