Zawsze podczas rodzinnego obiadu bez okazji, imienin czy urodzin na początku jest bardzo miło, rozmawiamy o różnych rzeczach – temu, co u kogo słychać, jak mu idzie w pracy, co sobie ostatnio nowego kupił czy gdzie wyjeżdża w tym roku na wakacje. To jest całkiem normalne i fajnie, dobre wtedy czuję się w gronie moich bliskich, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
W pewnej chwili jednak pojawia się temat polityki i robi się po prostu okropnie, bardzo nieprzyjemnie. Parę razy już wszyscy okropnie przekrzykiwali się przy stole, aż mi się dziecko rozpłakało.
Prosiłam już kilka razy, żeby nie zaczynali takich drażliwych i głupich tematów, ale to niestety jak grochem o ścianę. Coraz częściej mam ochotę po prostu przestać bywać na tego typu imprezach, skoro każda z nich kończy się tak samo. Czy naprawdę trzeba poruszać takie beznadziejne tematy podczas przyjęć?
Czy u Was też tak to wygląda? Jak wpłynąć na nasze rodziny, żeby przy stole rozmawiały chociażby o pogodzie, filmach, wakacjach, czymkolwiek poza polityką? Ja już naprawdę jestem bezradna…