Wynajmowane mieszkanie, niezbyt duże zarobki. Jakoś jednak damy sobie radę – te słowa męża bardzo mnie uspokoiły.
Podczas jednej z pierwszych wizyt lekarz powiedział, że najprawdopodobniej…urodzę bliźniaki. Gratulował mi bardzo tego podwójnego szczęścia, my z mężem byliśmy jednak w lekkim szoku. Czyli „za jednym zamachem” będziemy mieć czteroosobową rodzinę. Ok, niech i tak będzie.
Kolejna wizyta u ginekologa kompletnie rozłożyła nas na łopatki. – Pani Mileno, proszę kupić poczwórny wózek, jeśli takie istnieją. Mamy czwóreczkę! Takiej informacji naprawdę się nie spodziewaliśmy. Wynajmowana kawalerka, życie na dość przeciętnym poziomie. A tu nagle tyle dzieci! Mimo wszystko mieliśmy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży!
I ułożyło się! Parę miesięcy później na świat przyszły nasza dzieciaki: Iza, Patrycja, Kubuś i Pawełek. Chłopcy musieli dość długi czas spędzić w inkubatorze, dziewczynki o dziwo okazały się od nich większe i silniejsze. Teraz jesteśmy już razem w domu. Tak, nie w wynajmowanym mieszkaniu. Zarówno moi rodzice, jak i teściowie, poświęcili wszystkie swoje oszczędności – i kupili nam domek!
Oczywiście sama nie dałabym sobie ze wszystkim rady – ale bardzo wspiera nas rodzina i przyjaciele. Ułożyli nawet grafik dyżurów, co chwila ktoś przychodzi, aby pomóc mi w opiece nad moją gromadką. Chociaż nigdy nie wyobrażałam sobie, że tak właśnie potoczy się moje życie, jestem naprawdę szczęśliwa. A moja kochana czwórka rośnie jak na drożdżach!