Wszystko zaczęło się psuć jak zbliżałam się do końca studiów. Ja chciałam znaleźć dobrze płatną pracę, wynająć mieszkanie, zamieszkać z narzeczonym – jednym słowem powoli tworzyć swoje własne gniazdko. On jednak zachowywał się dość „dziwnie”. Kiedyś mówił, że jedyne czego pragnie to w końcu zamieszkać ze mną, mieć dzieci etc. Potem jakby wszystko się zmieniło. Stał się taki leniwy. Studia skończył już dawno, ale nie chciało mu się szukać pracy. Ciągle powtarzał, że jego rodzice mają dużo pieniędzy, więc nie będzie problemu z mieszkaniem. Nie chciałam być niczyją utrzymanką, więc motywowałam go jak mogłam, by w końcu ruszył przysłowiowe cztery litery.
Pierwsze zgrzyty zaczęły się od drobnych kłamstewek. Mówił, mi że był na rozmowie o pracę, a tak naprawdę spędzał cały dzień grając w gry na konsoli. Miałam dość całej tej sytuacji. Pewnego dnia, by odreagować kolejną kłótnie z narzeczonym, wybrałam się na spacer ze swoim dawno niewidzianym przyjacielem z dzieciństwa. Przyznam szczerze, że jeszcze tak dobrze mi się z nikim nie rozmawiało. Od słowa do słowa i okazało się, że mieliśmy wiele wspólnych tematów. Parę godzin zleciało tak szybko, że postanowiliśmy umówić się na następny dzień.
Odnowiona znajomość rozwijała się w zastraszającym tempie. Po czterech, może pięciu miesiącach ciągłych kłótni z narzeczonym stwierdziłam, że między nami już nic nie ma. Musze przyznać, ze zauroczyłam się w kumplu i po cichu myślałam, że może coś z tego będzie. Zerwałam zaręczyny i kilka miesięcy później zeszłam się z kolegą z dzieciństwa. Wiem, że nie było to fair wobec wieloletniego partnera, ale wydaje mi się, że jego zachowanie również pozostawiało wiele do życzenia. Czasami mam z tego powodu wyrzuty sumienia.