Z tym, że ja wcale nie chcę być lekarzem! Nie uśmiecha mi się kilka lat bardzo wytężonej nauki, potem te wszystkie staże, praktyki. Poza tym boję się krwi. Marzę o tym, żeby mieć własny salon kosmetyczny, od zawsze mnie sprawy pielęgnacji twarzy i ciała pociągały, wiem, że świetnie się w tym odnajdę. Wiem, że to może nie jest najbardziej ambitne w świecie zajęcie, ale mnie jak najbardziej odpowiada.
Kiedy powiedziałam rodzicom o swoich planach, rozpętało się piekło. Matka krzyczała, że nie po to inwestują we mnie czas i uwagę, żebym teraz (uwaga) robiła w życiu jakieś głupoty. Oni po prostu zaprogramowali się na to, że będę lekarzem – czy tego chcę, czy nie.
Powiedzieli, że mają nadzieję, iż szybko zmienię zdanie i ich posłucham – niedługo będę musiała wybierać kierunek studiów. Ja wiem, że na medycynie nie dam sobie zwyczajnie rady, poza tym nie jest to coś, z czym chcę wiązać swoje życie.
Bardzo poważnie zastanawiam się nad wyprowadzką. Mogłabym za 500 złotych wynająć pokój w mieszkaniu, w którym jest moja dobra koleżanka. Może wtedy rodzice zmądrzeją i dadzą mi spokój, pozwalając robić to, co dyktuje mi serce? Z drugiej strony wiem, że samodzielne życie będzie dość ciężkie, a dom rodziców zawsze był moją przystanią. Co robić?