Wypalenie zawodowe a depresja
Wypalenie zawodowe może być wynikiem stresu, jednak na tę przypadłość składa się jeszcze wiele innych czynników. Zjawisko to najczęściej zachodzi wśród pracoholików lub osób, którym praca i wypełnianie obowiązków zawodowych sprawiało ogromną satysfakcję. Pracownik przestaje się rozwijać zawodowo i jest ciągle niezadowolony z efektów swojej pracy. To co robił do tej pory stopniowo przestaje być źródłem radości. Christina Maslach twierdzi, że w skład wypalenia zawodowego wchodzą 3 składniki: emocjonalne wyczerpanie, depersonalizacja oraz obniżenie oceny własnych dokonań. Borykanie się z tymi objawami przez dłuższy okres czasu może doprowadzić do depresji, ponieważ oba te zjawiska są do siebie podobne. Depresja to z kolei choroba, która jest znacznie gorszą przypadłością i może doprowadzić nawet do najgorszego w skutkach działania. Tak jak z wypaleniem zawodowym możemy sobie sami poradzić, tak z depresją już nie. Urlop, zmiana otoczenia, nowe hobby, a nawet zmiana diety może mieć pozytywny wpływ na pracownika redukując jego poczucie wypalenia zawodowego. Jeżeli chodzi o depresję, należy skontaktować się ze specjalistą i podjąć odpowiednie do przypadku leczenie. W grupie ryzyka narażonych na wypalenie zawodowe znajdują się przede wszystkim osoby pracujące z innymi ludźmi, którzy starają się w jakiś sposób pomagać innym. Dlatego też nauczyciele należą do tej grupy.
Wypalenie i depresja wśród nauczycieli
Przeglądając strony internetowe mam wrażenie, że kwestia wypalenia zawodowego lub depresji wśród nauczycieli jest istną Tajemnicą Poliszynela. Owszem, można znaleźć wiele artykułów na ten temat, ale w moim przekonaniu większość z nich ma charakter zdawkowy lub nawet negatywny podsuwając myśl, że nauczyciele sami się proszą o takie przypadłości lub zwyczajnie symulują. Najwięcej szczerych wypowiedzi można z kolei znaleźć na forach dyskusyjnych, gdzie nauczyciele anonimowo wypowiadają się na temat swojego samopoczucia i szukają wsparcia, porady, sposobów radzenia sobie z negatywnym nastawieniem do pracy. Wysokie cele zawodowe przybierają formę gór niemożliwych do zdobycia. Całkowity brak motywacji w realizacji czynności zawodowych staje się szarą codziennością. A poczucie uraty własnej tożsamości towarzyszy od rana do nocy. Z tego co udało mi się zauważyć, zdecydowana większość przypadków osób dotkniętych stanami depresyjnymi pochodzi ze szkół publicznych. Z czego to wynika?
Źródła problemu
Przyczyn problemów emocjonalnych w kręgach nauczycielskich trudzących się pracą w placówkach państwowych jest wiele. Przede wszystkim brak zaangażowania uczniów w pracy na lekcji doprowadza nauczycieli do utraty własnego zapału. Przeszkadzanie na zajęciach, opryskliwy stosunek do autorytetów i brak szacunku do wszystkich są czynnikami, które w stałym natężeniu obciążają poczucie własnej wartości belfrów, a w rezultacie kadra odpowiedzialna za kształcenie naszych pociech jest wycieńczona fizycznie i psychicznie. Kogo winić? Otóż winowajców zdaje się być wielu. Możemy zacząć od złej decyzji w wyborze kierunku studiów, poprzez rodziców rozpieszczających swoje dzieci, którzy nie wpajają zasad dobrego wychowania, a kończąc na naciskach ze strony dyrekcji. Ciągłe reformy i prężnie wprowadzane zmiany w szkolnictwie tylko pogarszają sprawę. Wszystko musi zostać wdrożone na cito. Presja goni presję, a mentalnego wytchnienia brak.
Nauczyciele vs. Społeczeństwo
Każdy belfer inaczej radzi sobie ze stresem, nagonką i własnymi problemami. Niektórzy z przepracowania zaczynają reagować nerwowo na byle głupstwo, co odbija się na ich opinii wśród uczniów oraz rodziców. Gdy z kolei nauczyciel zdecyduje się skorzystać z opcji rocznego urlopu zdrowotnego, jest uważany za darmozjada, który za pieniądze podatników funduje sobie roczne wakacje. Nikt z tych oskarżycieli nie próbuje się nawet dowiedzieć co jest przyczyną tej długiej nieobecności. Nikt nie zorientuje się, że ten właśnie nauczyciel przez okres swojej nieobecności zażywa antydepresanty i zastanawia się nad sensem swojego istnienia. Byłam świadkiem sytuacji, w której rodzice na wieść o tym, że polonistka ich dzieci skorzystała z urlopu zdrowotnego i podjęła się leczenia, zareagowali w sposób dla mnie skandaliczny. „Dała się wykończyć” – mówili z dumą. Miałam wręcz wrażenie, że tonem swoich wypowiedzi chcieli dać wyraz triumfu i wyższości nad tą kobietą. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie był to odosobniony przypadek. Dawka nienawiści i pogardy serwowana nauczycielom przez społeczeństwo jest wręcz śmiertelna i mam poczucie, że z dnia na dzień wzrasta coraz bardziej.
Jak to się ma do mnie?
Jestem anglistką na początku swojej drogi zawodowej. Nie pracuję w szkole państwowej. Swoje pierwsze kroki stawiam w szkole prywatnej, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Dlaczego więc mam odwagę wypowiadać się na ten temat? Otóż z racji tego, że obracam się w środowisku nauczycieli etatowych i opowiadają mi przeróżne historie z życia wzięte. Przysłuchiwanie się historiom znajomych, czytanie wypowiedzi na forach internetowych powoli zaczyna budzić we mnie lęk. Mimo, że czuję, że jestem nauczycielem z powołania i odkąd pamiętam marzyłam o tym by nieść pomoc innym dzieląc się swoją wiedzą i zapałem, obawiam się, że ten zawód może okazać się moją trumną, a nie wybawieniem. Wielu przyszłych nauczycieli z podobnym usposobieniem co moje, dopytuje i wyraża takie same obawy jak moje. Jeszcze jakiś czas temu, kiedy sama siedziałam po drugiej stronie biurka, stosunek do pracy w szkole wydawał się być inny. Nauczyciele cieszyli się większą renomą, szacunkiem i byli poważani zarówno wśród dzieci jaki i rodziców. Obecnie sytuacja wydaje się być odwrotna. Niektórzy nawet boją się przyznać, że pracują w szkole, a gdy już to robią to w taki sposób, że mają ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wszyscy, ale jednak mam okazję poznawać coraz więcej takich przypadków.
Reasumując
Wszystkie opisane okoliczności przyprawiają mnie o ciarki i ciągle rozważam, czy warto ryzykować i decydować się na stanowisko w szkole państwowej. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej przekonana, że gra nie jest warta świeczki. Obecnie każdy broni uczniów, walczy o ich prawa tworząc otoczkę, że oni mogą wszystko. Z kolei o prawa nauczycieli nie walczy nikt. Z tego też względu sektor prywatny w naszym kraju cieszy się większym powodzeniem, lepszą jakością przekazywania wiedzy oraz większą renomą. Prowadzenie własnego biznesu wiąże się z dużym ryzykiem, pomimo to, coraz więcej młodych pedagogów decyduje się na założenie prywatnej działalności nie zważając na brak pewności czy interes się powiedzie. Jakie wnioski możemy z tego wyciągnąć?