Kilka lat temu wynajmowałam mieszkanie w jednym z warszawskich wieżowców, na ósmym piętrze. Traf chciał, że któregoś dnia zepsuła się winda, a ja miałam w koszu mnóstwo śmieci. Chociaż nie chciało się schodzić po schodach, postanowiłam je wynieść. Byłam w swoim codziennym ubraniu – wygodnych legginsach i długiej, spranej koszulce. Ponieważ miałam tylko pokonać drogę do kosza na śmieci, nie przebierałam się, bo i po co? W końcu udało mi się zejść z mojego ósmego piętra z wielkim workiem śmieci. Było lato, więc nie wydobywał się z niego zachęcający zapach, bo w środku znajdowało się mnóstwo resztek jedzenia. Kiedy byłam już prawie przy koszu, worek zaczepił mi się o wystający pręt i dokładnie cała jego zawartość wylądowała na moich białych tenisówkach. Po chwili usłyszałam śmiech – okazało się, że świadkiem zajścia był jeden z moich sąsiadów z tego samego piętra, który też postanowił wyrzucić śmieci. O dziwo pomógł mi je jakoś zebrać i wrzucić do pojemnika.
Nie minęły trzy dni, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Okazało się, że stał w nich Adam, sąsiad napotkany przy koszu, świadek mojej „śmieciowej wpadki”. W dłoniach nie trzymał jednak bukietu róż ani nawet tulipanów. Wręczył mi spory zwitek …worków na śmieci, żebym, jak stwierdził, nie miała więcej takich kłopotów. O dziwo ten gest bardzo mnie ujął, Adam został na herbacie, rozmawialiśmy przez kilka godzin.
Zaczęliśmy się spotykać. Nie, nie dostawałam od niego biżuterii, kwiatów czy czekoladek, nie zabierał mnie na nocne romantyczne spacery. Ale na każdym kroku dbał o mnie, pomagał mi, traktował jak osobę najważniejszą na świecie.
Któregoś jesiennego wieczoru czułam, że dopada mnie grypa. Łamanie w kościach, katar, okropny ból gardła. W starym dresie i grubych skarpetkach siedziałam przed telewizorem, oglądając głupie seriale. Nagle pojawił się Adam. W ręku miał reklamówkę pełną lekarstw – syrop przeciwkaszlowy, tabletki na ból gardła i aspirynę. Bardzo mnie zachęcał, żebym od razu je zażyła, a wtedy na pewno szybko wyzdrowieję. Otworzyłam więc opakowanie z tabletkami…i zobaczyłam tam pierścionek. Po chwili Adam spytał, czy za niego wyjdę. Zawsze wyobrażałam sobie zaręczyny na plaży, w świetle księżyca albo przynajmniej w modnej restauracji. A mimo to bez wahania powiedziałam: tak!
Dziś przygotowujemy się do ślubu. Wiem dobrze, że mój wybranek nie jest typem romantyka, ale…kocham go i chcę spędzić z nim resztę życia, bez kwiatów i romantycznych kolacji. W zamian mam zawsze dużo worków na śmieci i tabletek na ból gardła w razie choroby!