Ciągle czepia się mnie dosłownie o wszystko. Gdy tylko zaczynam się z kimś spotykać (nie są to jacyś żule czy narkomani, zupełnie normalni faceci), krytykuje go na każdym kroku. Kiedy założę latem sukienkę (nie jakąś ultramini, długości lekko przed kolano), twierdzi, że wyglądam jak dziwka.
Maluję się bardzo lekko – tylko trochę pudru, tuszu i błyszczyk, ona mówi, że mam natychmiast to zmyć. Obraża się o wszystko, nigdy nic jej nie pasuje. Próbowałam już kilka razy tłumaczyć jej, że przecież jestem dorosła i niczego złego nie robię – niestety nic to nie pomogło, ona nadal wie swoje.
Nie za bardzo mogę się wyprowadzić, zarabiam na tyle mało, że nie stać mnie na wynajęcie mieszkania czy chociażby pokoju. Ok, gdybym miała 14 lat, może i bym zrozumiała, że niby robi to dla mojego dobra.
Ale przecież jestem już dorosłą kobietą, a ona traktuje mnie jak dziecko. Tacie nie chcę się skarżyć, bo on niestety nie ma w tym domu zbyt wiele do powiedzenia – tylko niepotrzebnie bym go tym zdenerwowała, a i tak nie mógłby nic konkretnego zrobić. Powoli mam już dosyć tej całej chorej sytuacji, co mam robić, żeby było lepiej?