Nigdy też się z tym jakoś specjalnie nie obnoszę, bo uważam, że wiara i jej praktykowanie to indywidualna sprawa każdego człowieka.
Problem polega na tym, że gdy jestem gdzieś poza domem (a w okresie wakacyjnym zdarza mi się to dość często) i mówię znajomym, że idę do kościoła (kiedy oczywiście jest niedziela albo jakieś święto), patrzą na mnie trochę jak na wariatkę, zdarza się, że się z tego podśmiewają.
Nikogo nie namawiam, żeby szedł ze mną, po prostu informuję, że wrócę po pierwszej, po w południe jest msza. Robi mi się wtedy bardzo przykro. Tyle się teraz mówi o tolerancji, akceptowaniu innych – a moi znajomi nie tolerują tego, że chcę wziąć udział w mszy świętej.
Przecież jestem normalną dziewczyną, chodzę do kina, na imprezy, wyjeżdżam z moimi znajomymi – nie uważam siebie za jakąś dziwaczkę czy osobę społecznie niedostosowaną. Jak myślicie, dlaczego tak się dzieje, czemu im to przeszkadza? Przecież nikomu nic złego nie robię, prawda?