Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że mąż jest dosłownie na każde zawołanie swojej rodziny. Jego rodzice są dość młodzi, zdrowi, mieszka z nimi brat męża (jest od niego o kilka lat młodszy), wydawało mi się naturalne, że to on będzie im pomagał. A jest zupełnie inaczej.
Teściowa kilka razy w tygodniu dzwoni do męża, a on rzuca wszystko i jedzie na drugi koniec miasta, żeby na przykład wykosić im ogródek, kupić coś czy przewieźć. Nigdy nie odmawia im pomocy, nawet wtedy, kiedy sam ma dużo ważnych rzeczy do zrobienia.
Nie jest tak, że nie powinien pomagać rodzicom, ja doskonale rozumiem, że to robi. Jednak sami mamy małe dziecko i chciałabym, żeby chwilę się nim zajął, kiedy ja sprzątam albo jadę do sklepu.
A wychodzi na to, że ja zostaję sama w domu z małym, a mąż zwyczajnie wysługuje się rodzicom. Próbowałam kilka razy z nim o tym rozmawiać, niestety póki co bez żadnych rezultatów, on nie widzi problemu i uważa, że przesadzam. Jak to wygląda z Waszej perspektywy?