Kiedy poznałam Marcina, od razu wiedziałam, że zostanie moim mężem. Chyba trzeba powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Życie niczym w bajce – nie zawaham się użyć takiego właśnie określenia. Wszystko było cudownie aż do momentu narodzin naszego dziecka.
Kiedy wraz z mężem, naszym rocznym synkiem i maleńkim psem w końcu przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania, byliśmy pewni, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Bardzo, bardzo się myliliśmy.
Ten związek trwał prawie trzy lata. Na początku było naprawdę fajnie, szybko jednak wychodziły na jaw złe cechy charakteru Adriana, jego zaborczość, chorobliwa zazdrość, apodyktyczność. Powtarzał mi ciągle, że należę do niego – był nawet taki moment, że w to uwierzyłam, na szczęście w porę się ocknęłam…
Podobno każdy facet lubi raz na jakiś czas pooglądać tak zwane filmy dla dorosłych i nie ma w tym kompletnie nic złego. Ba, jestem osobą na tyle otwartą, że kilka razy proponowałam partnerowi taki seans w ramach gry wstępnej, jednak w odpowiedzi usłyszałam, że czułby się z tym chyba dziwnie i nieswojo.
Kiedyś godzinami snułam się po domu, przeglądając czasopisma i oglądając telewizję. Między 16.30 (wtedy właśnie wracam z pracy) a położeniem się spać nie robiłam właściwie nic sensownego. Uważałam jednak, że odpoczywam i jest mi to zdecydowanie potrzebne po ośmiu godzinach spędzonych w biurze.
Rodzice wychowali mnie naprawdę twardą ręką, wyrosłam na ludzi. Nigdy nikt się ze mną nie cackał, nie przytulał mnie, kiedy stłukłam sobie kolano, nie mówił „kocham Cię, córeczko”. Mam jednak wrażenie, że taki „zimny wychów” dobrze na mnie podziałał i dzięki temu jestem kobietą silną i zdecydowaną.