Wiem, że ludzie rzadko przyznają się do tego, ale co mi szkodzi? Jestem osobą chorobliwie, bezgranicznie zazdrosną i nie potrafię kompletnie sobie z tym poradzić. I niestety widzę, że to niszczy mój związek.
Zawsze słyszałam, że związki z wdowami czy wdowcami z różnych względów nie należą do najłatwiejszych. Traf chciał, że sama właśnie w takim żyję.
Kiedy poznałam Marcina, od razu wiedziałam, że zostanie moim mężem. Chyba trzeba powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Życie niczym w bajce – nie zawaham się użyć takiego właśnie określenia. Wszystko było cudownie aż do momentu narodzin naszego dziecka.
Ten związek trwał prawie trzy lata. Na początku było naprawdę fajnie, szybko jednak wychodziły na jaw złe cechy charakteru Adriana, jego zaborczość, chorobliwa zazdrość, apodyktyczność. Powtarzał mi ciągle, że należę do niego – był nawet taki moment, że w to uwierzyłam, na szczęście w porę się ocknęłam…
Podobno każdy facet lubi raz na jakiś czas pooglądać tak zwane filmy dla dorosłych i nie ma w tym kompletnie nic złego. Ba, jestem osobą na tyle otwartą, że kilka razy proponowałam partnerowi taki seans w ramach gry wstępnej, jednak w odpowiedzi usłyszałam, że czułby się z tym chyba dziwnie i nieswojo.
Mam prawie trzydzieści lat, jestem singielką, naprawdę atrakcyjną, całkiem nieźle zarabiam, radzę sobie w życiu. Mam za sobą co prawda kilka romansów, ale jakoś nigdy nie udało mi się trafić na faceta, który zawładnąłby moim sercem na dobre.