Rodzice wychowali mnie najlepiej, jak umieli. Naprawdę w moim rodzinnym domu nie brakowało miłości, mama i tato wiele uwagi poświęcali zarówno mnie, jak i mojemu bratu. Często dziękowałam im za to przy różnych okazjach typu święta etc.
Zawsze miałam idealny plan na swoje życie. Już jako mała dziewczynka wymyśliłam, że za mąż wyjdę najpóźniej w wieku dwudziestu pięciu lat, potem będę miała dwoje wspaniałych i zdrowych dzieci (oczywiście chłopca i dziewczynkę), mój mąż będzie dobrze zarabiał, a ja zajmę się wychowywaniem dzieci.
Długo marzyliśmy o własnym domu. Tułanie się po wynajmowanych mieszkaniach nie należy przecież do przyjemności. Byliśmy małżeństwem już od trzech lat i nie mogliśmy się doczekać, aż w końcu zamieszkamy we własnych czterech kątach. Wszystkie nieruchomości były strasznie drogie, w końcu jednak udało nam się trafić na taką, która była dla nas cenowo przystępna. Mieliśmy w końcu swój dom, spełniło się nasze marzenie! Teraz pozostało nam tylko staranie się o potomstwo.
Miałam wtedy sześć lat, chodziłam do zerówki. Mieszkaliśmy z rodzicami w Olsztynie, dom mojej babci, do której miałam pojechać na kilka dni, był oddalony o około pięćdziesiąt kilometrów. Traf chciał, że rodzicom zepsuł się wtedy samochód, a ja bardzo chciałam jechać.
Mam czterdzieści lat, moi rodzice wkrótce przekroczą siedemdziesiątkę. Kilka dni temu były imieniny jednej z moich ciotek. Na przyjęcie zjechała się cała rodzina. Wiecie, jak to jest. Suto zastawione sałatkami z majonezem stoły, sporo alkoholu, co chwilę jakiś toast.
Mamy z mężem jednego syna – zawsze staraliśmy się wychować go jak najlepiej. Od wczesnego dzieciństwa miał do wyboru mnóstwo dodatkowych zajęć, aktualnie chodzi na karate, lekcje gry na skrzypcach, basen i dodatkowe zajęcia z angielskiego.